- Nie był to zwyczajny koncert – mówi członkini Stowarzyszenia Góry Szalonych Możliwości Urszula Styczyńska, która na Szwajcarkę wraz z mężem Pawłem przyjechała aż z Bogatyni. - Była to podróż po przeżyciach artysty, które miały wpływ na jego twórczość i genezę piosenek. Wraz z 16-letnim Tomkiem przeżywaliśmy jego nieszczęśliwą miłość, podróżowaliśmy z nim na trasie Toruń-Piła i tańczyliśmy z Latoją w barze Non-Stop, uciekaliśmy z więzienia w Płotach, pocieszaliśmy w barze rolnika, gubiliśmy kartki z kalendarza, jeździliśmy pociągami do małych miasteczek, czuliśmy pustkę po tych co odchodzą i wiele innych intymnych, nastrojowych, śmiesznych sytuacji - opowiada.
Tomasz Lewandowski szybko nawiązał bliski kontakt z publicznością, która dopisała uwzględniając ten zimowy czas. Poruszał nieustanny ciepły uśmiech Tomka, któremu towarzyszył wesoły kominek. To był piękny wieczór. A po koncercie śpiewanki skończyły się po czwartej nad ranem.