Takie są najnowsze wnioski z przedstawionej dziś przez „Dziennik” podstawy programowej nauczania sześcioletnich dzieci w szkołach. Oburzają one rodziców, którzy włączyli się do akcji „Ratuj maluchy”. Zapowiadana przez pomysłodawców obniżenia wieku szkolnego bezstresowa szkoła, może stać się dla dzieci źródłem frustracji i kłopotów. Powód? Bardzo wysokie wymagania. Pod koniec pierwszej klasy od uczniów Ministerstwo Edukacji Narodowej będzie wymagało tyle, co od dziewięciolatków wymaga się w Europie – alarmują rodzice.
Nowe wymogi – zdaniem ekspertów – mogą przyczynić się do lawiny przypadków dysleksji i dysgrafii. Dzieci nie poradzą sobie z tak wysoko postawioną poprzeczką. Do tego dochodzi liczba godzin. O ile dziś w zerówce sześciolatki spędzają do 10 godzin w szkole, w „nowej” pierwszej klasie będzie to dwa razy więcej.
Zarzutem jest także określenie obowiązku nabycia określonej wiedzy po pierwszej klasie. Według obowiązujących dziś zasad dziecko otrzymujące promocję do drugiej klasy, powinno umieć czytać, ale ma możliwość nadrobienia zaległości. W przyszłości płynne czytanie po pierwszym roku nauki będzie obowiązkiem.
Ministerstwo Edukacji Narodowej nie widzi dramatu i uważa, że dzięki takiej podstawie programowej będziemy mieli mądrzejsze społeczeństwo. – Dzieci lepiej nauczą się czytać i pisać – uważają urzędnicy.
„Dziennik” nadmienia też, że wcale nie jest pewne, czy ustawa o obniżeniu wieku szkolnego wejdzie w życie. Jeszcze nie została przegłosowana, a prezydent Lech Kaczyński już rozważa jej zawetowanie.