Jego show miało początkowo odbyć się w hali sportowej przy ulicy Złotniczej, ale przeniesiono je na ul. Bankową.
Artysta dał do zrozumienia, że nie chciał występować w sportowych klimatach. Nie podobało mu się także nagłośnienie. Daniec sprawę obrócił, oczywiście, w żart. Swierdził, że jeleniogórskiej śmietanie (w domyśle towarzyskiej) wygodniej jest na fotelach niż na ławach kibiców. Choć niektórzy z fanów Dańca musieli zadowolić się twardymi krzesłami, ponieważ miejsc na fotelach nie dla wszystkich starczyło.
Satyryk na scenie był w swoim żywiole. Wcielał się w różne postacie znane ze swoich programów. Skeczami i dowcipami sypał jak z rękawa.
Dostawał w nagrodę salwy śmiechu i brawa, zwłaszcza za kawał o pięciozłotówkach, które usiłowały się dostać do nieba, ale nie chciał ich tam wpuścić święty Piotr. Ambitnym monetom miał powiedzieć, że jakoś nigdy nie widział ich tacy.
Daniec znany jest z szybkiego nawiązywania kontaktu ze swoimi słuchaczami. Tak było i w piątek wieczorem. Aplauz widowni zachęcił artystę do bisu. Z kolei wielbicieli talentu satyryka nie zniechęciła cena biletu: 30 złotych. Wejściówki rozeszły się jak świeże bułeczki.