Jak czytamy w katalogu, tytułowe słowo w przypadku ekspozycji Marka Radke skrywa dwa znaczenia. Po pierwsze to zabawa kolorowymi klockami zawieszonymi w przestrzeni, czy też spoczywającymi na podłożu. Ale przede wszystkim jest to gra. Gra artysty z przestrzenią, formą, światłem i kolorem. Aby te cuda podziwiać, na wernisaż do BWA licznie przybyli goście. Była wśród nich - Irena Kempisty, naczelniczka wydziału kultury, sportu i turystyki urzędu miejskiego.
Na wystawę, której „parterowa” część w dużej sali BWA z całą pewnością widza zaskoczy, składają się rozmaite przestrzenne figury geometryczne, pokryte farbą fosforyzującą. Pogrążone w ciemnym pomieszczeniu instalacje, niczym ciała niebieskie w chaosie, zyskują dodatkowy walor podkreślony niebieskim, bladym światłem. Wszystko dodatkowo zasnute jest dymem. Tak oto artysta stworzył osobliwy mikrokosmos, jakże odmienny od tradycyjnych wystaw do oglądania. Tu działanie na zmysły odbiorcy jest znacznie bardziej intensywne.
Z kolei na piętrze BWA oglądać można – już bez efektów specjalnych – dzieła malarskie i fotografie Marka Radke. – Zacząłem fotografować, kiedy zdałem sobie sprawę, że zdjęcia są współczesnym rodzajem malarstwa. Gdyby mistrzowie pędzla z dawnych epok żyli dziś, z całą pewnością też by sięgnęli po aparat – mówił zebranym na wernisażu artysta, którego sylwetkę przedstawiła Janina Hobgarska, dyrektorka Biura Wystaw Artystycznych.
Marek Radke w fotografii przede wszystkim utrwala swoje dzieła, ale – jak powiedział – nie jest to stricte praca dokumentacyjna. Z przestrzennego dzieła sztuki powstaje kolejne dzieło sztuki, tym razem w innym wymiarze rzeczywistości. Na wystawę składa się także projekcja filmu o artyście, którą – po nasyceniu się jego dziełami – można obejrzeć w piwniczce BWA.
Marek Radke, z pochodzenia olsztynianin, ma za sobą bardzo bogaty życiorys. Mieszkał w Szwecji i Finlandii. Aktualnie mieszka i tworzy w Bielefield i Oerlingehausen w Niemczech. Od 1997 roku uprawia wolny zawód artysty.