Publikacja dziennika to po części kolejna polemika z jednostronnym przedstawieniem rzeczywistości przez Gazetę Wyborczą, która już postawiła pomnik Wojciechowi Klemmowi. Postument okazał się jednak z gliny i teraz środowisko GW – dolewając betonu – broni jak niepodległości jedynie słusznej opcji Klemma i jego zwolenników.
Tymczasem Kucharski dotarł do oferty, którą Bogdan Koca przedstawił komisji konkursowej. – Na kilkudziesięciu stronach szczegółowo opisał, jaki teatr chciałby robić. Czytałem uważnie to wypracowanie i wiem, że to bardzo ciekawa i konkretna, budząca optymizm wizja jeleniogórskiej sceny – pisze Krzysztof Kucharski. Krytyk podkreśla też, że pamięta role Kocy z dawnych lat w realizacjach Grzegorzewskiego i Tomaszewskiego. Oglądał nawet jego australijskie premiery nagrane na płycie.
Krzysztof Kucharski z niesmakiem pisze o dwóch aktorkach, które chcą utopić Kocę w łyżce wody wykorzystując do tego sprzyjające Klemmowi (a może nie tyle jemu, co jedynie słusznej racji) łamy Wyborczej. Nie pozostawia też suchej nitki na samym reżyserze i kierowniku artystycznym Teatru Norwida. Pisze, że Klemm zagnieździł się w Jeleniej Górze, wywołał wojnę między teatrami i wprowadził teatr w ślepą uliczkę pseudo-awangardy.
– Klemm repertuarem, który realizował przy pomocy swoich kumpli, kompletnie wypłoszył widzów i zirytował radnych. Po kilku premierach mówiło się, że Klemm robi teatr pierwszorzędny. Jednak wszyscy widzowie, który chcieli te nieudolne kalki niemieckiej awangardy sprzed lat obejrzeć, mieścili się w pierwszym rzędzie. Sam oglądałem beznadziejny spektakl "Klątwy", na którym - oprócz mnie - było może dziesięć, góra piętnaście osób – czytamy w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Jak zaznacza Kucharski, szkoda, że Lidia Schneider – członkini komisji, która jako jedyna sprzeciwiła się kandydaturze Kocy i broni Klemma – nie raczyła przeczytać obszernej aplikacji, po to napisanej, by ktoś potem nie plótł bzdur.
– Druga oddana nowej sztuce artystka lamentuje, że teatr zamieni się w dom kultury. Każdy teatr powinien takim być, by zwykli ludzie chcieli do niego przychodzić i dobrze się w nim czuć – konkluduje znany krytyk.