Jak na razie nie wiadomo jeszcze, ile rtęci wyciekło z pobitych jarzeniówek, które strażnicy miejscy znaleźli z tyłu budynku. Dlaczego świetlówek nie zabezpieczono, aby wywieźć je w bezpieczne miejsce? Ma to wyjaśnić wydział ochrony środowiska.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie o tej sprawie i teraz musimy ustalić problem własności tych odpadów – mówi Dorota Żurawska, inspektor wydziału. – Następnie przeprowadzimy odpowiednie badania, które wykażą czy doszło do skażenia.
Pracownicy wydziału środowiska uspokajają jednak, że rtęć pochodząca z jarzeniówek nie zagraża zdrowiu czy życiu mieszkańców z sąsiedztwa. W promilu kilkunastu metrów nie ma bowiem budynków mieszkalnych czy zakładów pracy.
Wiadomo jednak, że nawet niewielka ilość rtęci przedostanie się do wód lub gleby powoduje groźne w skutkach zanieczyszczenia środowiska. Osobom odpowiedzialnym za to niedopatrzenie, sprawa nie ujdzie na sucho. Tego, kto podjął decyzję o wyrzuceniu jarzeniówek na zewnątrz, czekają konsekwencje prawne.