Kobieta mieszka u rodziców, u których jest zameldowana. Pokój oddzielony jest korytarzem od pozostałej części mieszkania, w której jest kuchnia i łazienka należąca do właścicieli mieszkania. Na jedną osobę w całym mieszkaniu przypada 7,58 m2, a lokal z zasobów gminy przyznaje się, jeżeli powierzchnia ta to niecałe pięć metrów kwadratowych.
Małgorzaty Korzenickiej nikt z radnych, ani członków komisji nie odwiedził. Uznali, że jeżeli nie spełnia ona warunków przewidzianych uchwałą to nie ma takiej potrzeby. Kobieta załamuje więc ręce i nie wie do kogo może się jeszcze udać. Obecnie walczy także o zdrowie swojego najmłodszego dziecka. Przebywa ono w szpitalu, ma problemy z jelitem i sercem. Nie wiadomo, czy nie będzie musiało przejść poważnej operacji. W zagrzybionym domu na pewno nie będzie warunków do rehabilitacji.
– Nie wiem już, co mam zrobić. Rozmawiałam już z radnymi i burmistrzem, ale bezskutecznie. W przyszłym roku dwóch synów pójdzie do szkoły, a ja nie mam nawet gdzie postawić biurka. Jak mam im zapewnić warunki do nauki? – mówi Małgorzata Korzeniecka. Przekonuje jednak, że o nowe mieszkanie będzie walczyła cały czas. – Dotychczasowe rozmowy nie przyniosły żadnych rezultatów, ale nie zamierzam się poddawać. Może ktoś mi w końcu pomoże – mówi Małgorzata Korzeniecka.
– Musimy respektować prawo. Rodzin w równie trudnej sytuacji jest bardzo wiele, a mieszkań gminnych brakuje. Nie możemy przyznać drugiego mieszkania komunalnego rodzinie, która już je ma – mówi Roman Kołodziej, przewodniczący komisji gospodarki komunalnej.