W czwartek pod Zakładem Serwis Elektronika, przy ul. Różyckiego w Jeleniej Górze pojawił się komornik z asystą policji, żeby zająć lokal. Przyszli też znajomi pana Wojciecha i okoliczni mieszkańcy. - Jak można być tak bezdusznym i robić eksmisję zakładu pod nieobecność właściciela, który jest w szpitalu! Na dodatek sprzęt elektroniczny ma być wywożony w tragicznych warunkach, bez żadnego zabezpieczenia! - denerwował się Bogusław Michalak, który przyglądał się komorniczej akcji. - Ten właściciel to mój znajomy, przez wiele lat prowadził zakład usługowy, naprawiał sprzęt. Ludzie go tu oddawali z całej okolicy. A teraz coś takiego! Nie można było poczekać aż właściciel wyjdzie ze szpitala, wyda sprzęt ludziom i sam wpuści komornika? – pytał mężczyzna.
- No i te warunki wywozu. Telewizory plazmowe mają trafić na „pakę” ciężarówki, bez żadnego zabezpieczenia, im przecież nawet kurz szkodzi – mówili nam studenci politechniki wrocławskiej, którzy też byli na miejscu zdarzenia. - Trochę się na tym znamy – mówił Paweł Osypik, jeden z nich.
Komornik nie chciał z nami rozmawiać. Odesłał nas do Izby Komorniczej we Wrocławiu. Skontaktowaliśmy się z jej wiceprezesem Karolem Kułakowskim. - Wszystkie czynności, które podjął komornik były zgodne z prawem. 15 czerwca br. został ustalony termin eksmisji serwisu elektronicznego na czwartek, 19 lipca i w tym dniu na miejscu zjawił się komornik w celu wykonania tej decyzji. Kiedy okazało się, że lokal jest zamknięty i nie ma właściciela, zapadła decyzja o otwarciu pomieszczenia. Podczas wykonywania tych czynności komornik otrzymał informację, że właściciel eksmitowanego serwisu jest w szpitalu. Mimo, że miał prawo kontynuować eksmisję, odstąpił od niej – wyjaśniał.
- Z własnej, dobrej woli pojechał do szpitala. Sprawdził, że dłużnik rzeczywiście jest hospitalizowany i na miejscu spisane zostało porozumienie, w którym termin opuszczenia lokalu został przedłużony do 30 lipca br. - mówił nam Karol Kułakowski. - Do tego czasu dłużnik zobowiązał się dobrowolnie opuścić lokal. Przepraszał on komornika, że nie zgłosił mu swojego pobytu w szpitalu. Tłumaczył, że dostał ataku i nie zdążył. Przekazał on również klucze do lokalu swojemu pracownikowi, który ma przewieźć sprzęt w inne miejsce – podkreślał wiceprezes.
Udało nam się telefonicznie porozmawiać z panem Wojciechem, który jest w szpitalu. - Ten lokal, z którego mnie wyrzucają, miasto mi dało 10 lat temu w zamian za pomieszczenie przy ul. Groszowej, bo tamto zostało sprzedane - opowiadał.
- Przy Różyckiego wyznaczono mi ogromny czynsz – 2,5 tys. zł miesięcznie. Pisałem do prezydenta o obniżenie wysokości opłat, wielokrotnie z nim rozmawiałem, ale bezskutecznie – twierdził rzemieślnik. - Prowadzimy serwis urządzeń dla 48. producentów sprzętu. Kiedy oni mają problemy, my również. Ostatnią rozmowę z prezydentem odbyłem kilka miesięcy temu. Prosiłem o obniżenie czynszu i podatku, rozłożenie długu na raty. Mówiłem, że kiedy zamknę działalność, pięć rodzin zostanie bez środków do życia. Prezydent powiedział, że jego to nie obchodzi – opowiada pan Wojciech.
- Zatrudniamy trzy osoby niepełnosprawne, jedna z nich pracuje u nas od ponad 30. lat. Od 40. lat bezpłatnie szkolimy uczniów ZST Mechanik, których na stażach przygotowujemy do egzaminu zawodowego. Mam mnóstwo dyplomów i podziękowań z ministerstwa, ze szkół. Od miasta nigdy nie dostałem żadnej pomocy – mówił właściciel serwisu. - Pięć miesięcy temu mój dług, po interwencji przewodniczącego rady miasta, został rozłożony na raty. Spłacałem go aż do czasu, kiedy dwa miesiące temu przyszedł kolejny krach. Nie o zadłużenie tu jednak chodzi, bo ono wynosi około 5,8 tys. zł. Ten lokal jest po prostu już komuś obiecany. Ja już nie mam siły walczyć. Poddałem się – twierdził rozgoryczony.
Lucyna Januszewska, zastępca dyrektora Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Jeleniej Górze: W tej sprawie zapadł prawomocny wyrok eksmisyjny, którego mu nie możemy cofnąć. W takim przypadku niezależnie od wysokości zadłużenia, to właściciel lokalu, czyli prezydent podejmuje decyzję czy kontynuuje współpracę z najemcą czy nie. My jesteśmy tylko wykonawcami tych decyzji. Mamy swoje procedury, których musimy się trzymać: najpierw upominamy dłużnika, później wzywamy do zapłaty, ponownie wzywamy do zapłaty i kierujemy sprawę do sądu. Tak było i tym razem.
- Jest to przykra sprawa, ale takie są zasady, że jeśli najemca zalega z czynszem dłużej niż przez dwa miesiące musimy rozpocząć procedurę eksmisyjną. Ten najemca współpracował z nami od lat i to nie był jedyny zadłużony lokal, który wynajmował od miasta. Nie mogę jednak mówić o szczegółach tej sprawy, bo zabrania mi tego ochrona danych osobowych. Nie proponowaliśmy najemcy innego lokalu zastępczego, bo takich nie mamy. Jak każdy przedsiębiorca może on startować w przetargach na wynajem lokali użytkowych, jednak nie może być zadłużony wobec miasta - dodała.