Pan Stanisław przyznaje, że obecny los, jaki spotkał jego i jego dzieci to wynik sytuacji, do której doprowadziła jego była żona, z którą wziął rozwód rok temu.
- Żona wynosiła wszystko z domu. Sprzedawała co się dał. Dlatego zawsze brakowało na czynsz i opłaty. Dług urósł nam do 13 tys. zł. Zostaliśmy eksmitowani do obecnego mieszkania, ale ono też było do remontu. Przypominało norę. Zawilgocone, z grzybem, bez tynków zewnętrznych. Ściany z pruskiego muru. - Okopałem budynek, by wilgoć nie dostawała się do środka. Wypaliłem grzyba, przez lato wysuszyłem dom i co z tego. Problem co roku wraca na wiosnę i nic z tym nie można zrobić – mówi pan Stanisław.
Pan Stanisław obecnie stara się opłacać lokum na bieżąco, na ile może spłaca zaległości. Często jednak musi wybierać – czy opłacić zaległość, czy kupić jedzenie dla dzieci. W 2008 roku złożył wniosek z prośbą o mieszkanie socjalne.
- Dzieci w szkole nie chcą się bawić z moimi córkami, bo mówią, że one śmierdzą wilgocią …i mają rację, a ja nic nie mogę zrobić – rozkłada ręce pan Stanisław. – Ja mam astmę i miażdżycę. Ta wilgoć powoli nas zabija – mówi.
Czy miasto pomoże tej rodzinie i na jakich warunkach? O tym przeczytacie Państwo w najbliższym wydaniu naszego tygodnika Jelonka.com.