Antoni K. oficjalnie był bezrotobny. Podejmował się jednak różnych dorywczych prac. I radził sobie całkiem nieźle. Miesięcznie potrafił wyciągnąć 800 a nawet tysiąc złotych.
Mieszkał razem ze swoją ofiarą Andrzejem O. w bloku o nie najwyższym standardzie. Feralnego wieczoru, 7 stycznia 2006 roku, pili wódkę. Było ich trzech, bo w mieszkaniu przebywał jeszcze Kazimierz M., kolega Antoniego z pracy.
Ten jednak szybko wyszedł. Lokatorzy zostali sami i kontynuowali libację. W pewnym momencie doszło między nimi do kłótni. Antoni oskarżył współlokatora o kradzież 800 złotych, które miał odłożone na zakup piły motorowej. Jak ustalili śledczy, w pewnym momencie Antoni K. wyjął siekierę i zaczął jej tępą stroną okładać swoją ofiarę. Potem bił go jeszcze drugą siekierą i młotkiem. Ustalono, że na ciele ofiary było 85 ran. Andrzej O. miał połamane żebra i uszkodzone organy wewnętrzne. Zmarł na miejscu, na skutek ostrej niewydolności płuc.
Napastnik jeszcze tej samej nocy, kiedy trochę oprzytomniał, posprzątał ślady libacji oraz bójki. Potem poszedł do sąsiadki i poprosił, by ta zawiadomiła policję.
Antoni K. przedstawiał różne wersje, ale konsekwentnie nie przyznawał się do winy. Policjantom, którzy przybyli na miejsce zdarzenia wyjaśnił, że Andrzej O. przyszedł do domu pobity i w pewnym momencie osunął się na podłogę. Innym razem powiedział, że był pijany i nie pamięta co się działo, bo „urwał mu się film”. Denata zobaczył dopiero nad ranem, kiedy się obudził. Nie wykluczył, że mógł go pobić, bo pamięta, że kłócili się o pieniądze.
Okazało się też, że pieniądze wcale nie zginęły. Policjanci odnaleźli je w kieszeni marynarki sprawcy, która wisiała w szafie.
Prokuratura ma mocne dowody. To zeznania świadków, którzy potwierdzają, że feralnej nocy w mieszkaniu był tylko podejrzany i ofiara. Słyszeli też przez ścianę odgłosy kłótni i groźby Antoniego, że zabije współlokatora. Badania wykazały ślady krwi denata na odzieży Antoniego K. Oskarżony o morderstwo w dniu przestępstwa miał też świeżą ranę na nodze. Biegli uznali, że mógł on przypadkowo ranić siebie podczas całego zdarzenia. W mieszkaniu znaleziono też narzędzia zbrodni: dwie siekiery oraz młotek.
Antoni K. od stycznia 2006 roku przebywa w areszcie. Śledztwo trwało tak długo, bowiem najpierw prowadziła je Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze, ale po kilku miesiącach przekazano je Prokuraturze Okręgowej w Legnicy. Powodem było pokrewieństwo jednego z jeleniogórskich śledczych ze sprawcą.
Antoniemu K. przedstawiono zarzut morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Za to grozi nie mniej niż 12 lat a maksymalnie – nawet dożywocie.