Jerzy Giedroyć. Życie przed „Kulturą”. Marek Żebrowski
Jerzy Giedroyć – pierwsze skojarzenie? Oczywiście paryska „Kultura”. No właśnie. Działalność Redaktora, jego rola w historii Polski, zasługi na wielu polach zostały już niejednokrotnie opisane i, miejmy nadzieję, doczekamy się jeszcze wielu uzupełnień. O aktualności jego dzieła najlepiej świadczą ostatnie miesiące – mało kto był tak przewidujący i tyle miejsca w swojej pracy intelektualnej poświęcił sprawom i stosunkom polsko – ukraińskim. Dzięki jego zmysłowi politycznemu okazało się, że mamy gotowy materiał publicystyczny do dalszych przemyśleń. Tyle że „Kultura” ujrzała światło dzienne w 1947 roku, Jerzy Giedroyć (rocznik 1906) był już wtedy dojrzałym człowiekiem. Co wiemy o wcześniejszym okresie jego życia, czyli pierwszych czterdziestu latach? Pewnie niewiele… Urodzony w Mińsku, decyzją rodziny na nauki wysłany do Moskwy, bo tam miało być bezpieczniej, trafił w sam środek rewolucji – najwyraźniej polityka była mu pisana od dziecka. Z pewnością już wtedy bardziej się nią pasjonował niż nauką, podobnie jak papierosami, bo palił nałogowo od jedenastego roku życia. A to dopiero początek. Potem jest międzywojenna Warszawa, studia i praca urzędnicza, ważne i bardzo ważne znajomości. W tle albo na pierwszym planie buzujący kocioł spraw politycznych i społecznych, choćby zamach majowy. A życie osobiste tego zabójczo przystojnego mężczyzny? Miała na imię Tatiana i została jego żoną. Nie na długo. Może wszystko potoczyłoby się inaczej, ale wojna obróciła w niwecz niejedne plany. Polskie piekiełko przeniosło się do Bukaresztu. Nie bez trudu, ale udało mu się z niego wyrwać. Jako żołnierz zaliczył Tobruk, Irak, z Armią Andersa doszedł do Monte Cassino. Warto zaznajomić się ze szczegółami tej niezwykle ciekawej publikacji, na dodatek bogato ilustrowanej – dostępnej w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (KH)
Beniamin Ashwood. A.C. Cobble
Głównym bohaterem powieści jest piwowar, wiodący spokojne życie. Nic nie zakłóca jego rytmu dnia. Nie lubi przerywać swojej rutyny i niczego więcej w życiu do szczęścia nie potrzebuje oprócz swojego piwa, przyjaciół oraz ulubionej gospody, czyli innymi słowy spokoju. Kiedy w jego małym świecie nagle zaczynają się pojawiać demony, to nadal niczego nie zmienia w jego nastawieniu. Nie ma zamiaru zrobić nic z intruzami nawiedzającymi okolice jego domu. Dopiero kiedy na swojej drodze napotyka czarodziejkę i Mistrza Mieczy, cały jego światopogląd się zmienia, a spokój, o którym tak marzył znika, być może bezpowrotnie. Po drodze napotyka go bardzo wiele przygód, które zmieniają go. W czasie podróży bohater się rozwija, dojrzewa, staje się inną osobą. Historia jest raczej z gatunku lekkich, takich przy których lekturze można się zrelaksować i zapomnieć o otaczającym nas świecie. Niestety autor niczym nas nie zaskoczy, raczej korzysta ze schematów, które już nie raz pojawiły się w literaturze fantasy. Nastawienie Beniamina przypomina mi trochę Bilba z Tolkienowskiego „Hobbita”, którego trzeba było „wypchnąć za próg”. Powieść jest całkiem dobra, jednak ktoś, kto czyta dużo historii tego typu będzie zauważał mnóstwo rzeczy, które są powielane. W książce pojawia się motyw podróży, ale również koncepcja bohatera, który na początku nie był zbyt utalentowaną i zaangażowaną jednostką, jednak w miarę rozwoju historii staje się coraz bardziej odważny i bohaterski. Główny bohater Cobble’a z początku był osobą, która się nie wychylała, Ashwood raczej pilnował swoich spraw i nie obchodziły go konflikty z siłami zła, zwłaszcza jeżeli nie zakłócały mu egzystencji, jednak po pewnym czasie został zmuszony do dołączenia do misji i walki z demonami, tym samym jego życie się zmienia.
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej (PW).
Tchórze. Josef Škvorecky
Kiedy wokół mnie rozgrywa się farsa, jest niesmacznie, wręcz obrzydliwie, a wpajane przez dziadka uczciwość i szczerość zawstydzone chowają się pod biurko, sięgam do literatury czeskiej. Działa na mnie jak dobra siostra, co szturchnie w ramię i powie, takie życie głupia Ty. Tym razem zafundowałam sobie powtórkę z mistrza opisywania ludzkich wielkości i słabości, Josefa Škvoreckiego.
„Otworzyła się przede mną nowa perspektywa, jak w efektowny sposób pozbyć się Zdenka. Gdyby poległ, bardzo chętnie chodziłbym z Ireną na jego grób. Byłbym wobec Ireny wielkodusznie delikatny i uważający, aby nie dotknąć jej bolesnej rany. Całkiem bezinteresownie chodziłbym z Ireną na jego grób. Gdyby Zdeniek nie żył, byłbym całkiem bezinteresowny. Tak więc nie miałem nic przeciwko powstaniu”.
Powieść „Tchórze” rozgrywa się w okupowanym Kostelcu na samym końcu wojny. Główny bohater, Danny, dwudziestoletni gimnazjalista, członek zespołu jazzowego i wielki miłośnik dziewczyn obserwuje, jak w mieście dojrzewa rewolucja. Oswobodzicielska armia zbliża się, narasta niechęć do pozostających grup Niemców, miejscowa elita próbuje dogadać się z okupantem, żeby miasto nie zostało zniszczone, a młoda generacja cynicznie chce chwytać w ostatniej chwili za broń. Teraz bowiem przyszedł czas odwagi, która nie jest obarczona wielkim ryzykiem. Danny przyłącza się do rewolucjonistów, żeby zaimponować Irenie. Odwaga kończy się, kiedy w konfrontacji z ruchem oporu szukają pomocy u Niemców. Danny dezerteruje. 9 maja do miasta wchodzą esesmani, którzy nie mają zamiaru kapitulować. Komuniści zaczynają kierować rewolucją. Sytuacja staje się śmiertelnie niebezpieczna. Przybywają ruskie czołgi… Kto tchórz? Kto bohater? Jak to zmierzyć? Škvorecky znakomicie miesza absurd, groteskę, wojnę bez okrucieństwa wojny, sceptycyzm w wielkość człowieka,- nie ma się co oszukiwać, ludzie bez kręgosłupa są wszędzie. Człowiek jest człowiekiem uświnionym, ale i szlachetnym, chociaż ta przyzwoitość często wypływa jednak z zadufania w sobie. Cnoty mieszczańskie zostały w powieści zdyskredytowane jako świat pozorów i obłudy. „Tchórze” kończą się wymownie, pożegnaniem młodości i złudzeń. Ach ty literaturo czeska! Mój plastrze i antybiotyku J Każdemu życzę takiej siostry dobrej. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (JJ)