Półmistrz. Mariusz Czubaj
Co to za kryminał, w którym pierwszy trup pojawia się dopiero w połowie książki? Świetny! Na dodatek inteligentny i na wskroś literacki. To znaczy, że dostajemy od autora nieoczekiwany prezent z kategorii: gdzie to było, skąd to znam? Już sam pomysł wyjściowy, czyli sprowadzenie akcji powieści do ograniczonej, a nawet zamkniętej przestrzeni i liczby bohaterów, przecież to... A nie, nie! Pomęczcie się sami albo bawcie w najlepsze! Bo tropów tu bez liku. Jest sierpniowa sobota tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku. W gdyńskim porcie morskim zbierają się pasażerowie transatlantyckiego rejsu, udającego się do Buenos Aires. Dopłyną tam w pierwszych dniach września. Jeszcze nie wiedzą, że na pokładzie statku, pośrodku oceanu dowiedzą się o wybuchu wojny. A kogóż tu wśród nich nie ma?! Między innymi grupa światowej sławy szachistów. Ty samym miłośnicy królewskiej gry otrzymują kolejny bonus. Aż im oczy się śmieją na te znamienite nazwiska, legendarne partie, zaskakujące otwarcia, elektryzujące końcówki. Wiem, bo sprawdziłam na domowym szachiście. Mój uśmiech aprobaty wywołała z kolei obecność Witolda Gombrowicza. Jedni płyną w interesach, drudzy przezornie wolą oddalić się od Europy. Hitlerowskie szaleństwo wisi w powietrzu. Jeżeli coś tu jest bardzo serio, to właśnie historia i polityka, które zawsze wtykają nos w czyjeś poukładane życie. I potem już nie ma wyjścia. To przypadek głównego bohatera. Ciekawy z niego gość. Nazywa się Abramowski. Edward Abramowski. Coś Wam mówi to nazwisko? A powinno i wiele innych też. Jak to już ktoś zauważył: ścieżkę życia ma wypisaną na twarzy. On jeden (a może jeszcze ktoś?) bacznie obserwuje udających się w podróż. Wszystko wskazuje na to, że tu mało kto jest tym, za kogo się podaje. Tylko jak oddzielić ziarna od plew? A czas ucieka... Na szczęście Abramowski kieruje się starą szachową zasadą: zawsze trzeba myśleć trzy ruchy do przodu. A przynajmniej jeden. Czyli przychodzimy do biblioteki, wypożyczamy i czytamy. Albo chociaż zamawiamy. Książka jest wprawdzie dostępna w zbiorach biblioteki, ale nie przypuszczam, żeby długo stała na półce. (KH)
Zadziwienie. Richard Powers
Po przeczytaniu tej książki musiałam wyjść z domu gdzieś do przyrody, nad rzekę. Zadziwienie – zachwyt, wieczorny koncert świerszczy, zmieniające się tony, częstotliwość, przenikające się setki głosów. Zadziwienie – rozczarowanie, ktoś w stodole włączył piłę albo szlifierkę, agresywne solo, czar zachwytu prysł. Tak odczytałam tę książkę. Dwa światy żyją obok siebie, pierwszy by przetrwał bez drugiego, w drugą stronę nie bardzo. Drugi uważa się za pana pierwszego, ekspansywnego, zaludniającego, trzebiącego, egoistycznego, nieświadomego zagrożeń, które wywołuje dla kolejnych pokoleń.
Przyroda przeczeka upadek ludzkości, są inne światy, planety, na których panują inne zasady, tylko dlaczego nie dają nam znaku życia? To martwi Robina, dziewięciolatka, którego wrażliwość mnie onieśmiela. To uważny i delikatny koneser natury, wojownik i uparciuch. Odziedziczył to po nieżyjącej już mamie. Tato na uspokojenie opowiada mu o życiu pozaziemskim, w chwilach kiedy Robin dotkliwie odczuwa, że jest inny i odstaje od rówieśników, kiedy coś nie idzie po jego myśli, zaburzona została rutyna. Lekarze mówią, że jest w spektrum. Theo nie chce faszerować dziecka chemią, leczy go ucieczką w mikro i makro świat. Ich wycieczki i rozmowy są dosłownie nieziemskie i bardzo wzruszające, po prostu piękne. Tato decyduje się poddać Robina stymulacji mózgu. Poświęca dla niego karierę naukową astrobiologa. Miłość między nimi jest częścią miłości do natury. Ich świat jest jak delikatna bańka pośród igieł brutalnej rzeczywistości, skupionej na zysku.
„Czy ludzie o tym wiedzą?
- Myślę, że tak. W dużej mierze.
I nic z tym nie robią, bo… ?”
„Wolę siebie lubiącą ludzi
niż siebie kochającą ludzkość.” Napisała Wisława Szymborska w wierszu „Możliwości”. Po przeczytaniu „Zadziwienia” jeszcze mocniej do mnie przemawiają te słowa.
Wrażliwców ostrzegam, mogą się pojawić łzy i dużo uczuć, cała ich paleta. Bardzo polecam opowieść o tacie, synu, ginącej planecie, wszechświecie, miłości i obojętności. Ach, literatura potrafi tak pięknie boleć.
Książka dostępna w zbiotach Książnicy Karkonoskiej. (JJ)
Duszan. Antonina Todorović
Duszan i jego młodszy brat jadą na wakacje do babci, do Zalesia. Babcia to postać dość osobliwa, niezrozumiana, choć bardzo ceniona jako zielarka. Babcia jest również trochę niezwykła, bo potrafi rozmawiać ze zwierzętami, włącznie z całym domowym zwierzyńcem, na który składają się nie tylko trzy kozy, osioł i kury, ale również wilk Czarny oraz dzik Stasio Wędrowniczek. Są to więc wakacje nietuzinkowe, nieco dzikie i otoczone bujną przyrodą, gdzie sny mogą przyjmować prawdziwą formę, a budowanie domku na drzewie to prawdziwe wyzwanie. Dla mieszkających w mieście chłopców jest to okazja do odkrycia prawdziwego smaku wolności, a także samych siebie. Ich wakacyjny pobyt zmieni jednak nie tylko ich dwóch.
Krótka, bogato ilustrowana opowieść, która od pierwszych stron smakuje chłopięcą, przepełnioną wyobraźnią przygodą. Postacie są sympatyczne i choć bracia często się sprzeczają, lubią spędzać razem czas i wspólnie się bawić. Najlepszym fragmentem był ten z budowaniem „trwałego” domku na drzewie z belek, słomy i gliny. To z lekka niezwykła opowieść, która odkrywa wakacyjne marzenia większości małych chłopców. Bo jak można się nudzić w otoczeniu bujnych lasów i w domku babci, która tak często karmi pączkami?
Dobra wakacyjna pozycja. W Bibliotece Dziecięco-Młodzieżowej Książnicy Karkonoskiej można ją znaleźć w dziale „Powieści”. (MM)