Dziennik hipopotama. Krzysztof Varga
„Obudziwszy się w stanie niezrozumiałej euforii połączonej z bezdenną rozpaczą, postanowiłem rozpocząć wreszcie te zapiski dziennikowe. Rzecz chodziła mi po głowie od dawna, od lat dopadały mnie obsesyjne myśli o diarystyce, rozsądnie odkładałem te ciągoty na bok, powstrzymywałem się niczym nałogowiec przed kielichem. Doszedłszy jednak wreszcie do symbolicznego wieku, uznałem, że czas stanąć w prawdzie i zderzyć się z rzeczywistością”. Bogu dzięki, chciałoby się zakrzyknąć, bo w zamian za uporanie się autora z wewnętrznymi dylematami, my czytelnicy, dostaliśmy rzecz fenomenalną i arcyciekawą, wpisującą się w wielką tradycję dzienników pisarzy. Żeby nie szukać daleko, wystarczy wymienić Marię Dąbrowską, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Jerzego Pilcha, a przede wszystkim Witolda Gombrowicza. I nie wiadomo od czego zacząć: film, muzyka, literatura, polityka, sprawy społeczne, religia, życie prywatne, przyjaciele, znajomi, wrogowie (tych ostatnich z pewnością diaryście przybyło) – wszystkie tematy jednakowo ważne, potraktowane z pełną powagą i wnikliwością, na jaką zasługują lub zjadliwą ironią, jeśli doprowadziły Krzysztofa Vargę do szewskiej pasji alias białej gorączki. Erudycja, inteligencja, dyscyplina intelektualna, za którą idzie precyzyjna jak brzytwa myśl czy konstatacja; oczytanie, ciekawość świata i zjawisk, podparta rozległą lekturą bieżącej prasy i, nieczęstą u artystów i pisarzy, intensywną obecnością we współczesności, ale także odniesienia historyczne, pasje i zainteresowania na poziomie, jakim się już dzisiaj nie spotyka; podobnie jak polszczyzna z jej bogactwem i niuansami – my, kolejne roczniki, które sprowadzamy język do krótkich informacji, zapominamy, że tak można operować słowem, składnią, frazą. Styl Vargi jest poza dyskusją i oceną, choć taka pisarska niezależność pewnie pogłębia tylko samotność i wyobcowanie środowiskowe. I jeszcze emocje, które dodatkowo wzmacniają przekaz – bo wszystko można o autorze powiedzieć, ale nie to, że jest obojętny: złość, gniew, wściekłość, rozpacz, smutek, zachwyt, podziw, uwielbienie, śmiech i łzy – trzeba wielkiej odwagi, żeby tak stanąć przed czytelnikiem. Czas akcji: kwiecień 2018 do pandemicznej wiosny 2020 roku. I mam nadzieję, że dziennik jest kontynuowany, bo ja już nie mogę się doczekać. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (KH)
Podróż z Turyngii w śląskie Góry Olbrzymie. David Friedrich Schulze
Spisana na początku XIX wieku relacja z podróży niespełna trzydziestoletniego nauczyciela z Budziszyna obejmuje trasę z Herrnhut do Zgorzelca między innymi przez Góry Izerskie, Karkonosze, Jelenią Górę i jej okolice. Schulze w poetycki sposób opisuje piękno otaczającej go przyrody, ma czas by przyjrzeć się jej wnikliwie, ponieważ wędruje pieszo, zachwycają go pojedyncze rośliny jak i rozległe krajobrazy. Zwraca uwagę na wszystko, co spotyka na swojej drodze, architekturę, ludzi, warunki bytowe, położenie geograficzne i sytuację gospodarczą poszczególnych miejscowości.
Odwiedza i szczegółowo charakteryzuje ciekawe miejsca, które znajdują się na trasie jego wędrówki, między innymi domy opieczne Jednoty Braterskiej w Herrnhut, Frydlant, pałac w Unięcicach, samotną izerską gospodę i jej mieszkańców, a z bliższych nam miejsc Piechowice, zamek Chojnik, Cieplice, Jelenią Górę, Kowary. Co zobaczył, jak to widział, co mu się podobało bardzo, co mniej, jak wyglądał Śląsk ponad dwieście lat temu, na jakim poziomie stała turystyka górska, czym zajmowali się tutejsi mieszkańcy i jakie było ich życie, w tym życie religijne. O tym wszystkim opowiedział nam David Friedrich Schulze.
Zajrzyjmy do Jeleniej Góry z 1802 roku:
„Jelenia Góra nie jest miastem ani dużym, ani szczególnie wyróżniającym się pod względem architektury. Ulice są przeważnie kręte i wąskie. Domy zwykle nie mają na parterze z przodu pomieszczeń, ale sklepione przysionki (zwane również podcienia¬mi), którymi się chodzi. W ten sposób można obejść cały rynek. Rozwiązanie to nie wydało mi się ani ładne, ani praktyczne. Domy wyglądają jak podparte, właściciel całkiem traci przednią część parteru, tylna jest ciemna, a pomieszcze¬nia na pierwszym piętrze — zimne.”
Książka właśnie się ukazała w Wydawnictwie Izera, jeszcze nie ma jej w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. Zapraszamy na premierowe spotkanie z jej tłumaczem i wydawcą Marcinem Wawrzyńczakiem, które odbędzie się 22 września o godz. 18:00 w Książnicy Karkonoskiej przy ul. Bankowej 27, w sali konferencyjnej na 3 piętrze. Serdecznie zapraszamy, przed spotkaniem będzie możliwość kupna książki. (JJ)
Wynalazcy. Poznaj zwierzęta, które inspirują świat nauki. Christiane Dorion, Gosia Herba
Czy zdajecie sobie sprawę ile wynalazków pewnie by nie powstało, gdyby nie inspiracja płynąca ze świata przyrody? Żaba oprowadzi was po świecie genialnych pomysłów, które przyszły człowiekowi do głowy po spotkaniu z genialnym światem naturalnym. Wśród rozlicznych wen znalazły się między innymi pingwin i zimorodek, szarańcza i niedźwiedź polarny, wysilmy wyobraźnię, jaki wynalazek mógł powstać z obserwacji raczej wzbudzającego niechęć pomrowa czy skorka? Bohaterowie książki sami się wam przedstawią, zaprezentują swoje niezwykłe właściwości, umiejętności, niespotykane cechy, supermoce, które pomysłowy człowiek przekuł na superszybkie kostiumy pływackie, samochłodzące się domy, miniaturowe kamery, opony zimowe, czy powszechne dziś drony. Bohaterowie książki twierdzą, że ich ekstra możliwości nie zostały jeszcze w pełni odzwierciedlone w świecie człowieka, taka na przykład kałamarnica nie musi się obawiać wizyt u dentysty, oczywiście ma zęby, ale jakie! Chrząszcz z pustyni Namib ma pomysł jak uratować świat przed brakiem wody zaś jeżozwierz podpowiada jak można udoskonalić chirurgię i przyspieszyć gojenie ran. Komar? Jest też komar, latająca bezbolesna igła do pobierania krwi. Małe i duże zwierzęta wokół nas są bardzo ważne i warto się im przyglądać, może sami znajdziecie jakieś niezwykłe inspiracje. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (JJ)