Taką niespodziankę szykują parlamentarzyści z Prawa i Sprawiedliwości. Ustawa, która zakazuje handlowania w wybrane 12 świąt państwowych i kościelnych, ma zyskać poparcie klubu Samoobrony oraz Ligi Rodzin Polskich. Zakaz będzie bezwzględny i obejmie wszystkie sklepy. Wyjątek stanowić będą hotele, restauracje, stacje benzynowe oraz apteki.
Wstępnie wiadomo, że zakaz handlowania ma dotyczyć, między innymi, święta Konstytucji 3 Maja oraz Dnia Niepodległości. Do dni bez handlu zaliczony będzie Dzień Wniebowzięcia NMP, przypadający 15 sierpnia (w tym roku w środę) oraz Boże Ciało (czwartek, 7 czerwca).
Dodatkowo planuje się rozszerzenie zakazu handlowania w Wigilię Bożego Narodzenia (24 grudnia), święto Trzech Króli (6 stycznia), Wielką Sobotę oraz, co brzmi dość enigmatycznie, kilka wybranych niedziel.
W sumie to około dwóch tygodni zamknięcia sklepów na cztery spusty.
Martwią się właściciele mniejszych sklepów, cieszą – załogi hipermarketów. Projekt nie budzi entuzjazmu wśród kupujących, choć ma także zwolenników
– W Wielkanoc, czy Boże Narodzenie mamy sklep zamknięty. To normalne, bo w tych dniach ludzie nie robią zakupów, a i nam się należy odpoczynek. W niedzielę pracujemy do 15. Ale, na przykład, 3 maja, czy 11 listopada – otwieramy sklep normalnie: od 6 do 19 – mówią nam właściciele niewielkiego sklepu spożywczego w Cieplicach.
Sieci handlowe i hipermakety w najważniejsze święta również nie pracują. Na perspektywę większej ilości wolnego pozytywnie reagują zapytani przez nas pracownicy Tesco.
– Sklep otwarty jest w sumie całą dobę. Mimo zmian są takie dni, kiedy jestem wykończona, a tu przypada święto w kalendarzu. I muszę iść do pracy. Dwoje dzieci w domu, a ja nie mam dla nich czasu – mówi pani Jolanta, pracująca jako kasjerka. Nie ma nic przeciwko zakazowi handlowania w wybrane święta.
Oficjalnego stanowiska zarządzających działającymi w Jeleniej Górze ogólnopolskimi sieciami nie ma. Jednak – według prognoz analityków – mają się czego obawiać zarówno pracownicy sieci, jak i ich właściciele.
Jak podał dziennik „Metro”, eksperci szacują, że jeśli nowe przepisy wejdą w życie, to pracę w handlu może stracić od 18 tys. do 27 tys. Polaków. Głównie
młodzi, bo to oni najczęściej podejmują dodatkową pracę w sklepach w okresie świąt. Są też obawy przed spadkiem obrotu, który przecież napędza koniunkturę w sklepach wielkopowierzchniowych. A tych w stolicy Karkonoszy nie brakuje.
Krytycznie do pomysłu odnoszą się zwolennicy praw wolnorynkowych, których zdaniem o otwarciu sklepów powinien decydować właściciel, a nie
ustawodawca. Nie pochwalają ograniczeń także psychologowie.
– Taki zakaz może odbić się czkawką jego pomysłodawcom, bo wkraczają w prywatną sferę życia ludzi. Nie powinno ich obchodzić, co człowiek robi w wolnym czasie, o ile nie popełnia przestępstw. To czy pójdzie do kościoła, na spacer, do parku, czy też do sklepu – to sprawa każdego z nas – uważa Agnieszka Krawczyk, psycholog oraz socjolog.