Ksiądz Andrzej – wrażliwy i uważny obserwator, nie unikający trudnych spraw, często wyrozumiały ponad standardy, ale stanowczy, gdy była taka potrzeba – odszedł.
Ale pozostawił po sobie wiele, poczynając od kościoła, o który dbał z wyjątkową starannością przez dziesiątki lat. Który w czasie, gdy On pełnił funkcję proboszcza parafii, z każdym rokiem zyskiwał nie tylko na urodzie. Zyskiwał też na tych elementach wyposażenia, które – umiejętnie wkomponowane w bryłę obiektu – sprawiały, że to miejsce nie tracąc nic ze swojej magii XVIII-wiecznej świątyni, było wyposażone w urządzenia XXI w.
Obchodziłby niedługo 40.lecie posługi kapłańskiej w świątyni mającej ponad 300 lat. Wrócił do swego miasta, Jeleniej Góry, bo przecież stąd pochodził, po krótkiej wędrówce w innych świątyniach i został z nami do końca swoich dni.
Potrafił zaskoczyć inicjatywami, pomysłami , bo przecież nie zaskakiwał żywiołowością swoich poczynań – takim go widzieliśmy całymi dekadami.
Za kilka dni rozpocznie się kolejna edycja Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej – „Silesia Sonans”, to znaczy wydarzenia artystycznego, w którym występowali muzycy i wokaliści z całego świata, którego program nie ograniczał się wyłącznie do muzyki sakralnej Kościoła katolickiego. Słuchaliśmy – dzięki jego przedsiębiorczości i otwartości – i chórów gospel, i śpiewu kantora synagogi nowojorskiej z Piątej Avenue, i wielu innych muzyków. Dzięki inicjatywie księdza Andrzeja Jego Kościół był nie tylko miejscem ewangelicznego skupienia, ale też świątynią sztuki.
We wnętrzach Kościoła Łaski, dzięki jego akceptacji nieżyjący już dyrektor Zdrojowego Teatru Animacji, Bogdan Nauka wystawił prapremierę spektaklu traktującego o Jakubie Boehme, mistyku ewangelicyzmu. To nie był przypadek, bo przecież ta świątynia powstała dla protestantów i przez przeszło 250 lat im służyła. Wspomnienie o tym czasie minionym było gestem bardzo ważnym. I choć nie było w tym przesłania ekumenicznego, a ukłon wobec sztuki, to jednak było to wydarzenie poruszające, i w swojej teatralnej formule, i jako nawiązanie do minionych wieków.
Ksiądz Andrzej był w końcu człowiekiem o wyjątkowym poczuciu humoru, niezwykle autoironicznym, uznającym, że warto – mówić o sobie, kiedy jest taka potrzeba – pokazać się, jako ktoś, kto potrafi pokazać samego siebie w krzywym zwierciadle.
Uznawał, jakże słusznie, że autorytet człowieka buduje jego postępowanie, jego stosunek do innych ludzi, jego szacunek dla każdego innego człowieka i rozumienie jego odmienności. Wiedział o tym doskonale i często powtarzał, że postępowanie każdego z nas dyktowane jest przez okoliczności jego życia. I warto – zanim zajmiemy się krytyką poczynań innych ludzi – poznać zrozumieć motywy ich postępowania, choć wcale nie musimy ich akceptować.
Żegnamy dziś światłego, otwartego, przedsiębiorczego człowieka. Jego odejście jest dla Miasta i Mieszkańców stratą, której skali nie umiemy jeszcze ocenić.
Księże Andrzeju – będzie nam Ciebie bardzo brakowało, nie tylko w kościele, którego byłeś tak długo gospodarzem, ale w mieście, którego byłeś częścią.