– Katastrofa na Śnieżce to raczej niechlujstwo użytkowników, którzy niedostatecznie dbali o stan techniczny tego obiektu – uważa Kazimierz Piotrowski, były wiceprezydent Jeleniej Góry, z zawodu budowlaniec. – I wtedy, i teraz są pieniądze na budowanie nowych obiektów, a potem brakuje na doglądanie, konserwację i remonty. Teraz będzie sprawdzanie książki technicznej obiektu i ona odpowie na wiele pytań.
Niepokój związany z dramatem na Śnieżce udzielił się wielu jeleniogórzanom. Prawie połowa mieszkańców naszego miasta żyje bowiem w budynkach zbudowanych właśnie w tamtych czasach.
– W moim mieszkaniu ciągle pojawia się pęknięcie na suficie, a u sąsiada kilka razy łatano rysy w ścianie. Czy to nie skończy się, jak na Śnieżce? – pytał zaniepokojony mieszkaniec ulicy Karłowicza.
– Karłowicza, to była pierwsza ulica zabudowana metodą „wielkiej płyty” – wyjaśnia Kazimierz Piotrowski. – I chociaż jest to technologia która się nie sprawdziła, budynki postawione w Jeleniej Górze i okolicach, z płyt produkowanych w fabryce domów przy ulicy Legnickiej (obecnie Jana Pawła II) będą stały jeszcze bardzo długo. Ludzie nie mają się czego bać. Już wtedy zdawano sobie, że łączenie płyt tylko za pomocą kotw jest ryzykowne i może nie wystarczyć za kilkadziesiąt lat.
W Jeleniej Górze dodawano do nich dodatkowe stalowe wzmocnienia, tak zwane marki, które przy montażu spawano ze sobą. To znakomicie wzmocniło ich konstrukcję. W dodatku inwestor, czyli Jeleniogórska Spółdzielnia Mieszkaniowa pilnowała bardzo jakości – wspomina Piotrowski. – Ile razy musieliśmy poprawiać coś, wymieniać elementy, uzupełniać. A takie pękanie ścian wynika z wad samych płyt. Gdy kiedyś chciałem odesłać takie felerne elementy, zrobiono mi okropną awanturę, że działam na szkodę firmy – dodaje.
Najstarsza część Zabobrza, czyli ulice Paderewskiego, Szymanowskiego i Różyckiego zbudowana jest w innej technologii, tzw. monobloków. Są to szerokie na kilkadziesiąt centymetrów płyty wysokości jednej kondygnacji. Ustawiano je, jak wielkie cegły obok siebie i gdy stanęło całe piętro, zalewano górę betonem. Taka opaska wiązała całość. W tej technologii wybudowano też osiedle XX-lecia w Cieplicach (zwane do 1993 roku Osiedlem XX-lecia PRL). Z jeleniogórskiej wielkiej płyty powstało osiedle Orle, osiedla w Mysłakowicach, Piechowicach, Szklarskiej Porębie. We wszystkich budynkach praktycznie w całości wymieniono w minionych kilku latach instalacje: wodną, gazową, centralnego ogrzewania.
– Najgorsze jakościowo są budynki na ulicy Działkowicza na jeleniogórskim Zabobrzu – mówi K. Piotrowski. – Tam najwyraźniej widać było wszystkie wady tamtych czasów: niechlujstwo wykonawcze, brak surowców, pracę ludzi bez kwalifikacji. To były budynki budowane dla miasta, i dla zakładów pracy, a nie dla spółdzielni. Nie było tam takiego nadzoru nad jakością, jak w JSM. Już w latach 70 praktycznie zlikwidowano funkcję inspektora nadzoru budowlanego – opowiada nasz rozmówca. – Żeby za bardzo nie przeszkadzał, czyli za bardzo nie pilnował norm i przepisów. Trzeba było budować szybko, jak najwięcej i przed terminem. Tam pracowały brygady młodzieżowe oraz ludzie z tzw. patronatu. Ale i tam nic nie grozi konstrukcji, choć mieszka się gorzej niż gdzie indziej.
– Mieszkam na Działkowicza od 4 lat i nie widzę, żeby było tutaj gorzej niż w innych częściach Zabobrza – uważa tymczasem Marta Bielaszewska – wprawdzie pęka nam sufit i ściana przy oknie, a okna są nieszczelne i w kiepskim stanie, a niektóre ściany są krzywe, ale nic więcej się nie dzieje. Kilka lat temu ten budynek wyglądał dużo gorzej. Ale wspólnota nieustannie coś remontuje. Jest domofon, wymieniono windy. Z zewnątrz wygląda dużo gorzej niż w środku.