– Tego dnia chciałem się wybrać na Stary Cmentarz w Jeleniej Górze. Wyszedłem z domu na „15-kę” o godzinie 11:02 na przystanku Marcinkowskiego. Autobus przyjechał w połowie załadowany, z ok. 5-7 minutowym opóźnieniem. Dojechałem bez problemu i większego opóźnienia na przystanek „Teatr”.
Okazało się, że przed chwilą pojechał autobus „S”, ale tak załadowany, że nie wszystkim udało się wsiąść. Licząc na to, że zaraz będzie kolejna „S-ka” postanowiłem poczekać. Niestety, przez dłuższą chwilę nie nadjeżdżał żaden autobus na cmentarz. Podjechała natomiast „1-ka” jadąca w kierunku „Podchorążych” z Orzeszkowej… prawie pusta.
Czekając widziałem po drugiej stronie „6-kę” i „15-kę” z 15-20 opóźnieniem jadącymi w kierunku Cieplic. W końcu po 20 minutach czekania przyjechała „S-ka”. Ja i jeszcze tylko dwie osoby weszliśmy „na chama” do autobusu, bo był tak załadowany. Kierowcy tego autobusu przegubowego udało się zamknąć tylko jedną połówkę drzwi, drugiej już nie. Ruszyliśmy z otwartymi drzwiami. Za zakrętem okazało się, że korek jest do samego dołu ulicy.
Korzystając z tego kierowca wyszedł z autobusu i zaczął się wykłócać, kto zepsuł drzwi. Widząc z tyłu kolejną „S-kę”, odpowiednio komentując zachowanie kierowcy poszedłem parę metrów na przystanek. Drugi autobus wyprzedził ten pierwszy i okazało się, że był tylko w połowie zapełniony.
Wsiadłem bez najmniejszego problemu. Jadąc w ślimaczym tempie pod górę nasłuchałem się wielu niewybrednych słów komentujących warunki, w których jedzie się na ten cmentarz. W końcu, po 55 minutach po wyjściu z domu dojechałem.
Kupując znicze w przyulicznym stoisku wdałem się w rozmowę z panią, która je sprzedawała. Okazało się, że to nie jest pierwszy taki przypadek jazdy z otwartymi drzwiami: wcześniej starsza kobieta wypadłaby na ulicę, gdyby ktoś jej nie złapał. Poszedłem na grób. Tutaj nastąpiła chwila zadumy, wspomnienie zmarłych, modlitwa, zapalenie zniczy.
Widziałem kolejne dwa autobusy, które pojechały „w górę”, a jeden powrócił. Postanowiłem wrócić na przystanek. Była 11:57. Przed kilkoma minutami uciekł mi autobus, ale liczyłem, że któryś z tych czterech które pojechały zaraz wróci. Podczas czekania wdałem się w rozmowę z panią kontrolerką, jedną z 30 osób, które zostały wynajęte przez MZK specjalnie na ten dzień. Tylko na tym przystanku było ich z trzech lub czterech.
W międzyczasie podjechały kolejne dwie „S-ki” i „12-ka”. To już razem siedem autobusów znajdujących się na cmentarzu. O 12:18 podjechał przegubowy autobus ten, którym jechałem z otwartymi drzwiami. Ludzie rzucili się do niego „jak na mięso”.
Cóż, jako że stałem akurat blisko tylnych drzwi byłem jednym z pierwszych, którzy wsiedli do autobusu i zająłem sobie miejsce siedzące na samym tyle autobusu. Jadąc przez 20 minut na Zabobrze nie widziałem ani jednej „S-ki” jadącej na cmentarz. Gdy wysiadłem na przystanku „Bacewicz” przeszedłem na drugą stronę i zapytałem kilku osób, czy jechał już autobus na cmentarz i czy długo już czekają.
Ludzie mi odpowiedzieli, że już dość długo nie było autobusu w tym kierunku. Pan dyspozytor MZK, do którego zadzwoniłem, aby podzielić się uwagami opisanymi powyżej powiedział mi o warunkach panujących na cmentarzu, o których doskonale wiem, i że cyt. dosł. „helikopterem nie przerzuci autobusów z Cmentarza na Zabobrze”.
Ale można by było sprawniej to wszystko zorganizować i dać częściej autobusy. Wyciągnąłem z tego wnioski, że mimo wszystko warto jechać autobusami od drugiej strony cmentarza, od Morcinka, żeby móc dojechać w normalnych warunkach. A jeśli ktoś nie ma wielu rzeczy ze sobą, mieszka w Cieplicach, mieście lub Zabobrzu i jest ciepło tak jak w tym roku, to najszybciej i najzdrowiej jest przyjechać rowerem na cmentarz i odwiedzić groby swoich bliskich.
Przykre jest to, że w dniu, który powinien być dla nas dniem zadumy, dniem spokojnym, dniem wspomnień zmarłych staje się dla nas dniem pełnym nerwów, dniem bardzo niespokojnym, dniem bardzo niebezpiecznym – małym dzieciom i starszym, schorowanym ludziom w autobusie tak załadowanym jest bardzo duszno i mogą zemdleć, a jazda z otwartymi drzwiami – coż, oceńcie sami.