Chyba nikomu, ale to absolutnie nikomu nie trzeba mówić jak bardzo kredyty bankowe stały się niezwykle popularne wśród ludzi. Jesteśmy właściwie bez przerwy bombardowani z Internetu, prasy, radia i telewizji ofertami coraz to nowych kredytów.
Sobotnie przedstawienie na scenie teatralnej Hotelu Gołębiewski w Karpaczu było w zasadzie wznowieniem. Sztukę pokazano po raz pierwszy w listopadzie ub. r. To była wówczas krajowa prapremiera, dopiero potem spektakl był prezentowany w londyńskim The Mermaid Theatre, a następnie w warszawskim Teatrze Żydowskim. Później jeszcze sztuka dwukrotnie zawitała do Karpacza: pod koniec grudnia ub. r. oraz w dniu tegorocznego Święta Konstytucji 3. Maja. Teraz dokonano zastępstwa za Tamarę Arciuch (jej rolę przyjęła Małgorzata Pieczyńska) i Bartłomieja Kasprzykowskiego (zastąpił go Przemysław Sadowski). Ryzykowny pomysł producentów spektaklu broni się jednak na scenie głównie dzięki profesjonalizmowi aktorów.
– “Kochanie na kredyt” jest dla tych, którzy chcą przeżyć miły, fajny wieczór. Nikt nie obiecuje tu wielkich przeżyć duchowych - przekonuje Przemysław Sadowski, kojarzony przede wszystkim z ekranowymi rolami czarnych charakterów i silnych typów, który tym razem odnalazł się w tym spektaklu komediowym. – Lubię grać role komediowe, bo uważam, że to jest uczciwe. Zdecydowanie wolę, gdy ludzie się radują i cieszą, niż kiedy płaczą.
Bohaterami “Kochania na kredyt” są: zadłużona i bezrobotna była gwiazda telewizji śniadaniowej Anna Pudelska (energiczna Agnieszka Sienkiewicz trzyma rytm tej opowieści), jej były narcystyczny chłopak Paweł (Przemysław Sadowski z komediowym zacięciem i luzem), wrażliwy komornik Dominik (Filip Bobek gra powściągliwie) i jego jąkający się współpracownik Łucjan (Piotr Zelt z lekkim dystansem) oraz atrakcyjna i przebiegła macocha głównej bohaterki Grażyna (Małgorzata Pieczyńska wcieliła się z powodzeniem w postać kobiety pięknej i niebezpiecznej). W życiowym epizodzie tych postaci przechowało się coś z romantyzmu, choć wszyscy prowadzą swoją grę pozorów.
Moda na komedie romantyczne w polskim kinie (“Nie kłam, kochanie” czy “Tylko mnie kochaj”) musiała w końcu dostać teatralny odpór. Autor sztuki Marcin Szczygielski dobrze zna środowisko artystyczne, obserwuje w akcji celebrytów, z felietonową swadą, czujnie rejestruje ich styl bycia, dążenia, słabości - żongluje schematami używanymi w modnych, kasowych filmach oraz kolorowych czasopismach. Galerię postaci efektownie zakroił, wybierając bohaterów w sam raz do obsadzenia komedii.
Reżyser Olaf Lubaszenko idąc tropem amerykańskich komedii romantycznych, postanowił wzmocnić kluczowe momenty spektaklu przerysowując kolejne sceny z życia bohaterów, tak aby widzowie nie mieli wątpliwości, kiedy należy się wzruszyć lub zadumać. Dobrze dobrani aktorzy i lekka fabuła zakończona obowiązkowym happy endem, to sprawdzony przepis na sukces. Na uwagę zwracają projekty ubrań, których autorem jest Tomasz Jacyków. Ta komedia z elementami farsy daje widzom to, czego oczekują, czyli radość i zabawę. Na scenie sporo się dzieje i widz, jeśli tylko wciągnie się w historię, bawi się doskonale.