Nasza wędrówka stała pod znakiem zapytania już na samym początku, zanim jeszcze wsiedliśmy do autobusu. Ulewa jaka nastała była tak wielka, że zaczęliśmy się zastanawiać czy dobrze robimy wybierając się w wyższe partie gór. Na szczęście gdy dojechaliśmy do Jagniątkowa deszcz ustał i mogliśmy spokojnie rozpocząć mozolne podchodzenie Koralową Ścieżką w stronę Czarnej Przełęczy.
Ci co chodzą po górach dobrze wiedzą jak wymagająca jest ta ścieżka. W przeszłości korzystali z niej tylko przemytnicy oraz służby, które ich ścigały. Trzeba przyznać, że podejście do wiaty przy Trzeciej Drodze znajdującej się na wysokości 902 metry n. p. m. nieźle nas rozgrzało. Nic dziwnego, że krótki odpoczynek wykorzystaliśmy do zdjęcia wierzchnich ubranek.
Dalej wcale nie było lżej. Na szczęście pogoda nam sprzyjała. Nie grzało zbyt mocno. Spokojnie dotarliśmy do zbudowanej na Paciorkach platformy widokowej. Już tutaj spotkała nas nagroda. Tak piękne widoki powodują, ze z chęcią podejmujemy trud dalszej wspinaczki mając nadzieję na coś jeszcze piękniejszego.
Dalsza droga była o tyle łatwiejsza, że Karkonoski Park Narodowy właśnie zakończył wymianę kładek. Pozwoliło to nam nieco odsapnąć przed ostatnim najtrudniejszym odcinkiem szlaku na Czarną Przełęcz. Niestety gdy tylko zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie na Rozdrożu pod Śmielcem pogoda popsuła się. Zaczął siąpić deszcz i wiać silny wiatr, który przywiał do nas gęstniejącą z każdą chwilą mgłę.
Ponieważ, jak już wspomniałem, odcinek ten jest niezwykle wymagający, bardziej zwracaliśmy uwagę na to gdzie stawiamy stopy niż na podziwianie widoków. Serpentyny jakie musieliśmy pokonać spowodowały, że nasza grupka, a było nas 20 osób, rozciągnęła się na znacznym odcinku. Dobrze, że na Czarnej Przełęczy, do której wkrótce dotarliśmy, znajduje się niewielka wiata, w której można schronić się przed deszczem czy wiatrem. Tym jednak razem było nas tak dużo, że ledwie się tam pomieściliśmy. Pozwoliło to nam jednak zmienić odzienie, odpocząć i coś zjeść.
Teraz czekało nas zejście około sto metrów niżej do położonej na wysokości 1255 metrów Martinovej boudy. To czeskie schronisko znane jest z przekazu, że urodziła się tutaj Martina Navratilova oraz z pięknego okrągłego pieca z ozdobnymi kaflami. Nie wspomnę o panującej tam wspaniałej atmosferze i dobrym jedzeniu. Nic zatem dziwnego, że zabawiliśmy tam nieco dłużej. Warto było skosztować niektórych potraw.
Gdy wychodziliśmy na dalszą wędrówkę stała się rzecz dziwna, dla nas bardzo miła. Otóż w czasie kiedy odpoczywaliśmy w schronisku na zewnątrz lało jak z cebra a mgła zasłoniła całe Karkonosze. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz wszystko się zmieniło. Deszcz przestał padać a mgła znikła jakby nigdy jej nie było. Od razu zrobiło się ciepło i naszym oczom ukazała się rozległa panorama. Idąc szlakiem w stronę Labskiej boudy mogliśmy dostrzec schronisko Odrodzenie czy Spindlerovą boude. Trzeba przyznać, że ten kawałek szlaku oznaczonego zielonym kolorem należy do naszych ulubionych tras. Dlatego wędruje się nim powoli ciesząc oczy tymi wspaniałymi widokami.
Wkrótce dotarliśmy do wodospadu Łaby. W przeszłości aby uatrakcyjnić to miejsce wybudowano tutaj taras widokowy a powyżej niego założono drewnianą zastawkę wstrzymującą przepływ wody. Gdy turyści chcieli zobaczyć wodospad w pełnej krasie podnoszono zastawkę i woda płynęła swobodnie w dół z hukiem odbijającym się od ścian kotła. Oczywiście aby tego doświadczyć trzeba było uiścić stosowną zapłatę. Dzisiaj nie ma zastawki, woda płynie spokojnie, ale niestety ze względu na jej ilość nie robi już takiego wrażenia jak dawniej. Chociaż gdy chcemy dojrzeć miejsce gdzie spada nie ma takiej możliwości. Platforma jest zbyt mało wysunięta by można było dojrzeć dno kotła.
Po krótkim odpoczynku w Labskiej boudzie szybko docieramy do źródeł Łaby. Jak się okazało tym razem krąg jest pusty. Ciekawe zatem skąd bierze się woda zasilająca Łabę. Widać, że miejsce to jest symboliczne, wykonane dla turystów. Obok znajduje się podwyższenie na ścianie którego umieszczono wizerunek wijącej się Łaby oraz herby 28 miast przez które ona przepływa. Jest to miejsce na którym wszyscy turyści robią sobie pamiątkowe zdjęcie. Również i my takie wykonaliśmy.
Teraz pozostało nam spokojnie podejść do Ceskiej budki i Mokrą Ścieżką zejść do schroniska Pod Łabskim Szczytem. Pogoda wciąż nas dopieszczała. Nie padał deszcz i było cieplutko. Nie mniej przebyte kilometry zachęciły nas do kolejnego odpoczynku w tym pięknym obiekcie. Tym razem posililiśmy się daniami kuchni polskiej.
I tak oto pozostało nam ostatnie przejście drogą prowadzącą obok Kukułczych Skał do Szklarskiej Poręby. Stara Droga, którą idziemy na odcinku 4 kilometrów schodzi prawie 500 metrów w dół. Nie jest to bez znaczenia dla naszych zmęczonych nóg. Jednak wszyscy dali radę i zakończyliśmy naszą niedzielną wycieczkę w dobrych humorach.
Przypomnę, że na wycieczki organizowane w ramach Rajdu na Raty może przyjść każdy kto ma chęć wędrować i poznawać nasz region. Wycieczki są bezpłatne. Uczestnik ponosi tylko koszty przejazdów i swoich osobistych wydatków. Prowadzone są przez osoby posiadające stosowne uprawnienia. Jedyne co należy z sobą zabrać poza odpowiednim ubiorem i wyposażeniem to dobry humor i chęć odbycia spaceru w dobrym towarzystwie. Wskazane jest posiadać ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków. Członkowie PTTK posiadają takie ubezpieczenie w ramach opłaconej składki.
Dodam jeszcze, że Rajd na Raty jest dofinansowany przez Powiat Karkonoski, Miasto Jelenia Góra i Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego.
Krzysztof Tęcza