Na początek przybliżył historię założonej w 1305 roku osady. Wspomniał o zbudowanej wówczas świątyni uważanej przez wielu za najstarszą na naszym terenie. Oczywiście nie jest to do końca prawdą ale fajnie jest wierzyć mieszkając tutaj, że tak właśnie jest.
Dowiedzieliśmy się o tym jak zakładano taką osadę. Co budowano na początku a co nieco później. Dowiedzieliśmy się dlaczego nowe obiekty wznoszono akurat w takiej a nie innej kolejności.
Od kościoła udaliśmy się pod górę Witosza gdzie jakiś czas temu ponownie został ustawiony pomnik upamiętniający poległych mieszkańców w trakcie Wielkiej Wojny. Dla większości przybyłych sporym zaskoczeniem była wiadomość, że w budynku stojącym po drugiej stronie ulicy produkowano kiedyś likier staniszowski (Echt Stonsdorfer).
Najważniejszym miejscem do którego poprowadził Rudy Tur była Witosza. Ta wznosząca się pośrodku wsi góra ma bardzo ciekawą i pogmatwaną historię. Początki jej wykorzystania przez właściciela to wykonanie kilkuset kamiennych stopni pozwalających dostać się na szczyt. Największą atrakcją tego miejsca są jaskinie. Nie są one jednak takimi zwykłymi dziurami w ziemi. Jedną wykonano sztucznie wybierając spod skał ziemię.
To właśnie w nich przemieszkiwał „Latający prorok” Hans Rischmann, który w historii został zapisany jako równy Nostradamusowi. Człowiek ten znany był nie tylko z wygłaszanych przepowiedni ale także z tego, że potrafił przemieszczać się lewitując oraz czasami widywano go w dwóch miejscach jednocześnie.
Najbardziej znane jego przepowiednie dotyczyły wielkiego pożaru Jeleniej Góry oraz zawalenia się ratusza jeleniogórskiego. Jest on chyba jedynym który przepowiedział swoją śmierć. Został pochowany w Łomnicy. Niestety jego grobu nie odnaleziono gdyż nie zachowały się żadne papiery mogące ułatwić lokalizację.
Na samym szczycie Witoszy nazywanej przez mieszkańców Bismarckiem znajduje się resztka cokołu po pomniku wzniesionym na cześć Żelaznego kanclerza Otto von Bismarcka. Po II wojnie światowej kilkukrotnie próbowano zniszczyć ów pomnik. Udało się to dopiero przy ożyciu materiałów wybuchowych. Dlatego poszczególne bloki granitowe użyte do jego budowy walają się na zboczu góry.
Spacer trwający dwie godziny był próbą zaakcentowania ważnych miejsc Staniszowa. I to chyba się udało gdyż wiele oso deklarowało, że w najbliższym czasie odwiedzi ponownie miejscowość by tym razem obejrzeć oglądane obiekty w świetle dziennym.
Dodam tylko, że spacer z lampami naftowymi po Staniszowie poprowadzony przez Rudego Tura został dofinansowany przez Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego.