Sobieszów, Zabobrze, Jagniątków, Cieplice, Maciejowa – nazywając tak te rejony Jeleniej Góry, stosujemy jedynie określenia geograficzne. Bo w świetle prawa stolica Karkonoszy nie ma wewnętrznego podziału na dzielnice miasta.
Tymczasem mieszkańcy części oddalonych od centrum często skarżą się, że rejony miasta położone dalej od ratusza są gorzej traktowane. Walczą też o swoją tożsamość.
Głośna była akcja Stowarzyszenia „Miłośnicy Cieplic”, kiedy jego członkowie urodzeni w Cieplicach Śląskich Zdroju, domagali się, aby w dowodach osobistych nie pisano, że przyszli na świat w Jeleniej Górze.
Cieplice włączono do granic admistracyjnych Jeleniej Góry w 1975 roku. Podobnie stało się wówczas z Sobieszowem. Później stolica Karkonoszy „zaanektowała” Maciejową. Ostatnią autonomiczną miejscowością, która weszła w granice stolicy Karkonoszy, był Jagniątków.
Zdaniem wielu mieszkańców, takie przyłączenie tylko pogorszyło standard życia w peryferyjnych częściach miasta. Inwestycje zaczynano tam zawsze później niż w centrum.
Przykład to trwający remont placu Piastowskiego. Ciepliczanie czekali na modernizację nawierzchni tego miejsca kilka lat.
Z kolei w Jagniątkowie jest niewiele inwestycji. Dzięki uporowi i staraniom Józefa Gajewskiego, radnego, który mieszka w tej dzielnicy miasta, udało się wybudować parking nieopodal domu Hauptmanna.
Ale w miejscowości pilnego remontu wymaga wiele kamienic, które są w fatalnym stanie technicznym.
Ludzie są przekonani, że gdyby przyłączone do Jeleniej Góry części miasta miały więcej autonomii, łatwiej by było pozyskać pieniądze na modernizacje, remonty i inwestycje.
Sytuacja dotyczy też większych osiedli. Na Zabobrzu mieszka ponad 30 tysięcy jeleniogórzan. – To powinna być dzielnica – uważa część z mieszkańców tej części miasta.
Oponenci wskazują, że w takiej sytuacji wzrosną koszty administracyjne. Gdyby powstały dzielnice, to trzeba by było zorganizować tam urzędy dzielnicowe i zatrudnić ludzi do ich obsługi.