Łukasz, jak przebiegał Wam tegoroczny sezon?
- Sezon bardzo kolorowy, w którym wiele się działo. Ten sezon był trochę na wariackich papierach począwszy od decyzji o wspólnych startach, która zapadła na dwie godziny przed wyjazdem na Rajd Świdnicki. Szybko się zgraliśmy, przejechaliśmy razem pięć rajdów nie rozbijając samochodu i wynik też był powyżej naszych oczekiwań, ponieważ konkurencja była bardziej doświadczona.
Mieliście sporo problemów technicznych m.in. na Rajdzie Karkonoskim, gdzie podczas odcinka na Zabobrzu Wasz samochód odmówił posłuszeństwa
- Tak, samochód pozostawiał wiele do życzenia, ponieważ nie tylko kierowca był świeży w tym sporcie jak również mechanicy, którzy uczyli się niestety na własnych błędach. Nie mam do nich jednak żalu, ponieważ robili co mogli, a że im nie wychodziło... Ja wychodzę z takiego założenia, że popełnia błędy ten kto coś robi. Oczywiście żałuje że prowadząc w klasie na moim ukochanym rajdzie, 200 metrów od mojego domu przytrafiła się awaria. Taki sport i to są czynniki które też mają wpływ na wynik. Ciężko było mi wyjść z auta, ale jak już to zrobiłem to porwali mnie koledzy z podwórka i szybko się zrelaksowałem.
Dalej było lepiej?
- Nie, awarie prześladowały nas do końca sezonu ale pozytywne było to, że jak coś zepsuło się raz, to później nie psuło się to samo. Jak widać team wyciągał więc wnioski, oczywiście nie obyło się bez twardych rozmów, nawet rozstań. Ale wszystkim chcę podziękować, to taka specyfika tego sportu, każdy element musi pracować na najwyższym poziomie. Samemu w rajdach to można naklejać naklejki, a nie wygrywać. Żeby zgrać grupę ludzi ze sprzętem i załogą to potrzeba czasu.
Co możesz powiedzieć o kierowcy?
- Cieszę się że poczynił postępy. Nie mogłem się spodziewać wiele po kimś, kto zaczął pierwszy sezon w rajdach. Fajny koleś trochę zakręcony, było śmiesznie. Starałem się przekazać jak najwięcej wiedzy, a ile z niej skorzystał, to po pierwsze widać po wyniku, po drugie czas pokaże. Napewno będzie mu łatwiej w przyszłości, bo po tych pięciu rajdach wie o wiele więcej.
Z wyników widać, że nie jechaliście rajdów Lotos i Polskiego, dlaczego?
- Zimowy Rajd Lotos Dawid pojechał z innym pilotem i skończyło się na dachu. Rajd Polski odpuściliśmy żeby zaoszczędzić kasę i tym samym lepiej przygotować się do ostatniej eliminacji Rajdu Dolnośląskiego, w którym zajęliśmy drugie miejsce w klasie i obroniliśmy to miejsce w rocznych rozgrywkach. W całej grupie N skończyliśmy sezon na ósmej pozycji w grupie, gdzie rywalizują wszystkie enkowe auta - Lancery, Subaru, więc wynik jest ok.
Pieniądze to ważny czynnik w sporcie…
- Tak, bez wsparcia naszych partnerów nie byłoby wyników. Sponsorzy też mają korzyść z tego, ponieważ są kojarzeni z pasją, logistyką, nowymi technologami. Dlatego jesteśmy partnerami coś za coś. Ludzie też chętniej wybierają produkty tych marek które angażują się w sport. Tu mogę pozdrowić Art metal producenta latarni i oświetlenia. 4freak firmę eventową oraz Eat My Dirt fantastyczną ekipę hardcorów
Starowałeś jeszcze z innymi kierowcami w tym sezonie
- Tak, w Rajdzie Polskim jechałem z Felixem i zaliczyliśmy dacha. Pojechałem jeszcze Rajd Wisły, myślę że to był dobry rajd i znajdzie się w kalendarzu RSMP więc każde doświadczenie się przyda. Pojechałem też w Rajdzie Lausitz z jeleniogórskim kierowcą Sławkiem Blatem, kawał harcerskiej przygody. Rywalizowaliśmy w Pucharze Łużyc z kolegami Marcinem Stywryszko i Szymonem Rosikiem Wszystkich łącznie z serwisantami pozdrawiam. Fajnie się ścigało w wesołej atmosferze. Jeleniogórzanie mają dobre podejście do rajdów.
No właśnie, co myślisz o jeleniogórskich rajdowcach?
- Jak już powiedziałem są to ludzie z ogromną pasją, których należy wspierać i podziwiać za zapał. Często mają pecha jakieś awarie, ale mają motywację żeby walczyć z przeciwnościami. Jest to naprawdę fajna grupa ludzi. Muszę też wspomnieć o innych stawiających pierwsze kroki Tomku Zawadzkim, Maćku Jarym i grupach, które same się organizują, jeżdżą i się dobrze bawią. Widać ogromne zaangażowanie i pasję, którą trzeba ukierunkować i wykorzystać tą wielką energię w dobry sposób.
Nie zawsze te zabawy są bezpieczne, podczas takich testów zginął zawodnik
- No właśnie dlatego mówię, że tą energię trzeba ukierunkować, żeby takie sytuacje nie miały miejsca w przyszłości, a nie chować głowę w piasek. Ja znałem tego człowieka, był wspaniałym kolegą, bardzo odpowiedzialny, sumienny, był doświadczonym sędzią sportowym. Czasem tak się zdarza, jest mi bardzo przykro z tego powodu i to właśnie Jemu dedykuję ten tytuł