Osoby, które pragną zdobyć senackie i sejmowe fotele na Wiejskiej w Warszawie, ryzykują nie tylko wyborczą porażką. Rozklejając plakaty z własną podobizną, sztaby wyborcze poszczególnych pań i panów muszą wziąć pod uwagę, że wizerunek promowanych przez nich ludzi może doznać poważnego uszczerbku.
Wystarczył krótki spacer naszego fotoreportera po ulicach Cieplic, aby się przekonać, że tak właśnie jest. Plakaty naklejane na plakaty tworzą zbitki dziwnej treści. Nie raz zdarzy się, ze kandydat zamiast siebie, promuje sprzedaż ziemniaków na zimę. Często także jego twarz spogląda na spacerowiczów z miejsc zupełnie nieoczekiwanych. Niektórych zacnych pretendentów do Parlamentu rzeczywistość spuszcza do poziomu chodnika. Wystarczy, że nie wytrzyma obejma, dzięki której plakat przytwierdzony jest do słupa choćby latarni.
Podklejanie afiszy to kolejny „etap” plakatowej wojny. Tu już trudno o dzieło przypadku. Od pierwszych wyborów prawie demokratycznych w czerwcu 1989 roku po kampanię dzisiejszą, to nieodłączny element kampanijnych barw.
Zmienia się także wyborcza estetyka. O ile jeszcze w roku 1993 (dla porównania załączamy zdjęcie) wystarczyło, aby kandydat dał na plakat odbite na ksero zdjęcie z dowodu osobistego, teraz takie postępowanie jest zakłada z góry wyborczą klęskę.
Od północy z piątku na sobotę do wyborczego wieczoru w niedzielę obowiązuje wszystkich wyborcza cisza i zakaz agitacji. Mamy nadzieję, że zrozumieją to nasi Internauci. Mamy też nadzieję, że sztaby wyborcze zrozumieją, że buźki ich wybrańców nie są elementem dodającym estetyki miastu i po wyborach jak najszybciej posprzątają.