Na wczorajszą rozprawę nie doprowadzono oskarżonych jeleniogórzan, którzy obecnie przebywają w areszcie. Obrończyni, adw. Ilona Grabas złożyła jednak w ich imieniu wniosek o przeprowadzenie postępowania mediacyjnego, na które zgodzić miał się pokrzywdzony. Sąd jednak ten wniosek odrzucił, bo – jak mówił sędzia Marek Buczek - przewód sądowy został już zamknięty, a zebrane w sprawie dowody w pełni pozwalały na wydanie wyroków.
Zanim jednak osoby obecne na sali usłyszały wyrok, sędzia Marek Buczek odczytał akt oskarżenia z długim opisem wielu obrażeń pokrzywdzonego i jeszcze dłuższymi kartotekami karnymi, jakie na swoim koncie już wcześniej mieli oskarżeni.
- Do opisywanego przestępstwa, w którym najważniejszym zarzutem było uprowadzenie ze szczególnym udręczeniem ofiary, sprawcy dopuścili się w sytuacji wielokrotnej recydywy – mówił sędzia Marek Buczek. – I mimo że kary więzienia w obecnym wymiarze mogą wydawać się wysokie, są one najniższym wymiarem kar przewidzianych prawem za takie przestępstwo. Za uprowadzenie ze szczególnym udręczeniem grozi bowiem od 5 do 15 lat więzienia, a w szczególnych wypadkach do 25 lat. Adam M. dostał więc karę najniższą, a Robert S. i Marek B. karę w dolnych granicach. Dlaczego?
- Ze względu na to, że przeprosili pokrzywdzonego i okazali skruchę. Mimo złożoności działań oskarżonych, pokrzywdzony nie doznał też ciężkich obrażeń fizycznych. Z drugiej strony nie trudno się domyśleć, że najdotkliwsze były krzywdy psychiczne: grożenie nożem, wywiezienie w nieznane miejsce, założenie koszuli na głowę w celu dezorientacji, a w końcu zmuszenie pokrzywdzonego, by wskoczył do komina i pozostawienie go w nim na odludziu – dodał sędzia M. Buczek.
Już pisaliśmy, do zdarzenia doszło 13 lipca 2014 roku, kiedy poszkodowany wraz z kolegą pojechał fordem focusem (należącym do jego konkubiny) do jednego z garaży przy ul. Tkackiej w Jeleniej Górze, by porozmawiać z innymi kumplami. To tam jeleniogórzanin został pobity przez trzech sprawców, a następnie siłą wciągnięty do samochodu swojej konkubiny. Powodem były porachunki finansowe i „roznoszenie plotek” o tym, że 40-letni Robert S. jest na utrzymaniu swojej konkubiny.
Po drodze w nieznane miejsce oprawcy zażądali pieniędzy. Bili dłużnika łokciami po głowie i przykładając mu scyzoryk do szyi zmusili go, by zadzwonił do swojej konkubiny i powiedział, że ma im dostarczyć 5 tys. zł za uwolnienie i samochód.
Żeby pokrzywdzony nie widział dokąd jedzie, sprawcy założyli mu koszulkę na głowę. Po dojechaniu na teren byłej cegielni w miejscowości Wolbromów (powiat lwówecki, gmina Gryfów Śląski) kopiąc go po całym ciele, a na koniec przykładając mu nóż do gardła i grożąc, że go zabiją, oprawcy kazali pokrzywdzonemu wskoczyć do 8-metrowego komina. Następnie odjechali. Skradzione auto porzucili przy ul. Nadbrzeżnej. Powiadomiona przez konkubinę pokrzywdzonego policja jeszcze tego samego dnia zatrzymała sprawców, którzy przez dłuższy czas nie przyznawali się do winy i wielokrotnie zmieniali zeznania.
Sąd niemal w całości przychylił się do stanowiska prokuratury, która dla Roberta S. i Marka B. żądała po 8 lat więzienia, a dla Adama M. – 6 lat. Uniewinnił ich jedynie od zarzutu kradzieży dokumentów i kluczyków ze schowku auta, bo zdaniem sędziego nie było na to wystarczających dowodów. Wyrok nie jest prawomocny i strony mogą się od niego odwołać. – Jestem zadowolony z wyroku sądu i najprawdopodobniej nie będziemy się odwoływać – mówił prokurator Tomasz Krzesiewicz.
Natomiast – jak mówiła adw. Ilona Grabas - obrona najprawdopodobniej złoży odwołanie. Sąd zdecydował również, że niezależnie od decyzji stron, sprawcy powinni zostać w zamknięciu, dlatego przedłużył ich okres tymczasowego aresztowania do lipca br.