Sprawa jeleniogórskiego WORD-u rozpoczęła się listopadzie 2007. Do sierpnia br. odbyło się aż 36 rozpraw, przesłuchano kilkudziesięciu świadków, a podczas postępowania powstało kilkanaście tomów akt.
- Początkowo w sprawie występowało 16. oskarżonych, ostatecznie wyrok usłyszało 11. z nich – mówi sędzia Andrzej Wieja. – Jeden z oskarżonych, Antonii P. posiadający tylko jeden zarzut, został całkowicie uniewinniony, pozostałe osoby zostały tylko w części uniewinnione, ale w większości nastąpiły skazania od sześciu miesięcy do dwóch lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na okresy próby od dwóch do pięciu lat. Dodatkowo otrzymali oni grzywny od 600 zł do 4 tys. zł, zakazy wykonywania zawodu, sprawowania funkcji od dwóch do pięciu lat.
- Łącznie postawiono 53 zarzuty. Główni oskarżeni mieli po 16 i 15 z tych zarzutów. Dotyczyły one przede wszystkim obiecania ułatwienia zdania egzaminu na prawo jazdy i wręczania korzyści majątkowych. Oskarżonych było też pięciu egzaminatorów – dodaje sędzia Andrzej Wieja.
Jednym ze skazanych egzaminatorów jest 65-letni Józef D. oskarżony o trzykrotne wzięcie łapówki po 800 zł. Z dwóch zarzutów sąd go uniewinnił, a za trzeci skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata próby i 2 tys. zł grzywny. Dostał on również zakaz wykonywania zawodu przez trzy lata.
Kolejny egzaminator, 51-letni Jerzy P., miał siedem zarzutów, z czego z trzech został uniewinniony i otrzymał karę dwóch lat więzienia z zawieszeniem na cztery lata próby i 4 tys. zł grzywny. 73-letni Jan G. był oskarżony o dwa czyny i za nie został skazany na 1 rok w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę 3 tys. zł. Obaj egzaminatorzy otrzymali również zakaz wykonywania zawodu i prowadzenia szkół jazdy przez pięć lat.
Egzaminatora Jana D. (56 l.) sąd skazał na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwuletni okres próby, a 73-letniego Antoniego P. uniewinnił z jedynego stawianego mu zarzutu.
Na ławie oskarżonych zasiadł również właściciel jednej z jeleniogórskich szkół jazdy, 69-letni Jan B. Usłyszał on zarzut utrudniania postępowania i namawiania do obciążenia policjantów oraz tworzenia fałszywych dowodów. Za to otrzymał łączna karę jednego roku więzienia na dwa lata próby.
Za wręczanie łapówek odpowiadał 55-letni Waldemar J., który łącznie usłyszał aż 15 zarzutów (z dwóch został uniewinniony). Otrzymał on łączną karę dwóch lat więzienia na pięć lat próby, 4 tys. zł grzywny i zakaz wykonywania zawodu przez 5 lat.
Za 15 zarzutów wręczania łapówek (z jednego zarzutu został uniewinniony) skazany 59-letni Paweł B., który otrzymał tylko karę w zawieszeniu na pięć lat i 4 tys. zł grzywny. Otrzymał on również zakaz wykonywania działalności i prowadzenia szkół jazdy do 2018 roku.
Za wręczanie łapówek sąd skazał również 57-letniego Stanisława K., który dostał osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz 600 zł grzywny.
Dwie z 11. osób otrzymały kary grzywny: 57-letni Jerzy R. za danie łapówki dostał 1 tys. zł grzywny, a 27-letni Łukasz P. za sfałszowanie badania lekarskiego - 600 zł grzywny.
- Wyrok jest nieprawomocny – mówi sędzia Andrzej Wieja. - Został zaskarżony przez strony postępowania i w najbliższym czasie, czyli na przełomie listopada i grudnia, trafi do sądu II instancji, który po zapoznaniu się z aktami wyznaczy termin rozprawy. Realnie oceniając będzie to nie wcześniej niż w I kwartale 2014 roku, bo akta są bardzo obszerne. Takie sprawy dotyczące wręczania korzyści majątkowych z reguły są bardzo trudne, bo żadnej ze stron nie zależy na ujawnianiu tego „układu”. W tym przypadku wiele osób wręczających korzyści dobrowolnie zgłosiło ten fakt i skorzystało z możliwości łagodniejszego potraktowania czyli umorzenia wobec nich postępowania lub odstąpienia od wymierzenia kary – dodaje sędzia Andrzej Wieja.
Sędzia wyjaśnia również, że postępowanie trwało tak długo, bo wiele z osób zdających egzamin w 2004 i 2005 r. (bo tego okresu dotyczyły zarzuty) wyjechała z Jeleniej Góry i trzeba ich było przesłuchiwać nawet poza granicami kraju.
- W takich przypadkach konieczna była pomoc prawna i przesłuchanie w miejscu pobytu, dlatego niektóre z tych czynności wymagały wielomiesięcznych starań i ustaleń, a następnie ściągnięcia tych protokołów do Polski. Sprawa, która rzeczywiście toczyła się bardzo długo, była objęta nadzorem prezesa sądu rejonowego i okręgowego oraz sędziego wizytatora. W końcowej fazie terminy kolejnych rozpraw były ustalane co miesiąc, a nawet dwa razy w miesiącu - tłumaczy sędzia Andrzej Wieja.
Teraz Sąd Okręgowy może utrzymać wyrok w mocy lub w części go uchylić i przekazać do ponownego rozpoznania. Decyzja zapadnie nie wcześniej niż na początku przyszłego roku.