W „Orła” zainwestował Boston Energy Partners, firma zarabiająca na transakcjach na zakup uprawnień do emisji dwutlenku węgla od polskich przedsiębiorstw. Wchodząc w interes, jej szefowie wiedzieli, co robią.
Prowadzenie firmy łatwe nie jest, bo zakład jest zadłużony po uszy m. in. w Urzędzie Gminy w Mysłakowicach, a z powodu zaległego rachunku za prąd Zaledwie dwa dni po przyjeździe nowych prezesów – funkcję tę piastują Rafał Czupryński i Marcin Szawłowski, którzy do tego czasu zarządzali zakładem, jako oddelegowani członkowie zarządu – chciano odciąć dopływ energii.
Ale nowi zarządcy nie tracą optymizmu. – W przyszłym roku „Orzeł” będzie obchodził 150 lecie działalności, prezentem będzie uzdrowienie sytuacji ekonomicznej i zyski. Perspektywy są obiecujące – mówi Rafał Czupryński.
Tymczasem „Orzeł” od lat przynosi straty, które są skutkiem gospodarowania poprzednich prezesów. – W tym roku już 6 mln złotych na minusie. Teraz robimy wszystko, żeby zakład w końcu zaczął przynosić zyski, bo to one pozwolą spłacić długi wobec załogi i kontrahentów. Warto wspomnieć o rosnącej sprzedaży i nowych klientach pozyskiwanych przez firmę – wyjaśnia Michał Makarczyk, rzecznik Zakładów Lniarskich Orzeł S. A. w Mysłakowicach.
Docelowo w „Orle” ma pracować około 200 pracowników, czyli o połowę mniej niż w lipcu. Ma to jednak pomóc fabryce w wydźwignięciu się z tarapatów finansowych.
– Nie można się jednak dziwić pracownikom, że są zdezorientowani i boją się o swoje miejsce pracy. Niektórzy zwalniają się sami, ale największe problemy mają osoby, którym pozostało rok albo dwa do emerytury, bo będą mieli problemy z zatrudnieniem – mówi Antoni Zakrzewski, przewodniczący „Związków Zawodowych Solidarność” w ZLO S. A.
Nowy inwestor rozbudził nadzieję, że fabryka, która stała na krawędzi przepaści, jeszcze może się odrodzić. I – co najważniejsze – dalej będzie dawała zatrudnienie, choć na pewno nie będzie już lokomotywą gospodarczą Mysłakowic. Czy Orzeł w końcu zacznie przynosić zyski?
– Królewska Manufaktura Lniarska, to dawna piękna nazwa, zamierzamy do niej powrócić w przyszłym roku, po angielsku brzmi równie chwytliwie. Konsumenci z krajów Europy zachodniej zwracają także uwagę na datę powstania zakładu – 1839, co również będzie uwypuklone – tłumaczy Rafał Czupryński.
Mieszkańcy Mysłakowic z niepokojem nasłuchują informacji z „Orła. Nikt chce, żeby wpisana w historię gminy fabryka stała się jedynie przemysłowym skansenem.
Anna Pisulska