Przeczytamy o tym w dzisiejszej Polsce Gazecie Wrocławskiej. Na czym polega praca wizytatorów? Na liczeniu uczniów i nauczycieli oraz godzin lekcyjnych. Pracownicy kuratoriów rzadko ingerują w kompetencje uczącychi. Nie analizują też wyników ich pracy, ani poziomu uczniów. – Nikt nie kontroluje, czy szkoły wyrównują szanse edukacyjne dzieci – pisze dziennik.
To są wnioski z jednego z raportów, który został opracowany na zlecenie MEN. Do tego wszystkiego dochodzą pieniądze. Z oświatowego funduszu płac co czwarta złotówka idzie na urzędników, a nie na pensje nauczycieli narzekających na niegodne zarobki. A na jednego wizytatora przypada aż czterech uczących. – W warunkach gospodarki rynkowej proporcja powinna być jak 1:10 – zauważają eksperci.
Wniosek budujący jest jeden: kuratoria powinny zostać zlikwidowane i zastąpione niezależnymi firmami, które będą sprawowały pieczę nad jakością nauczania. Takie rozwiązanie przyjęło się w wielu krajach Europy. Ale likwidacji szybko nie będzie, bo ministerstwo nie chce pogorszenia i tak już kiepskich stosunków ze związkami zawodowymi. Te bronią reliktu i grożą protestami.
Tymczasem respondenci nie mają dla kuratoriów litości. Ankiety oceniające pracę tych instytucji wypełniali samorządowcy i dyrektorzy szkół. W skali ocen od 1 do 6 najwyższa była trójka, a nierzadko dawano zero. Krytycy zauważają też, że kuratoria to nierzadko trampolina do władzy i szansa awansu dla tych nauczycieli, którym niezbyt wychodzi praca przed tablicą, za to znacznie lepiej podlizywanie się przełożonym w nadziei na synekurę za biurkiem.