Pisze o tym Polska Gazeta Wrocławska. – Ograniczenia dotyczyłyby wyłącznie wysokoprocentowych trunków - ponad 18-procentowy alkohol można byłoby zamówić tylko do posiłku. Za to bez ograniczeń byłoby sprzedawane piwo (do 5,5 proc.) w wagonach barowych, restauracyjnych, sypialnych i kuszetkach – czytamy.
Teraz wypicie piwa w wagonie traktowane jest jak wykroczenie. Pasażerowie spragnieni chmielowego napitku i tak łamią przepisy i potajemnie przed konduktorem wysączają zawartość puszek. Zakaz i tak był i jest fikcją. Małe jasne można kupić w wagonie barowym płacąc dwa razy więcej niż w sklepach. Istnieją także „zaopatrzeniowcy”, którzy na większych stacjach, gdzie pociąg zatrzymuje się na dłużej, krążą po przedziałach oferując „browarek” po odpowiednio wysokiej cenie. Starsi pasażerowie pamiętają czasy, kiedy w polskich wagonach WARS w menu były także mocne alkohole.
To już historia. To, co przeszkadzało polskim ustawodawcom, zupełnie nie raziło Czechów. Tam wciąż w restauracjach dworcowych i wagonach restauracyjnych można napić się piwa i beherowki bez obawy, że zapłaci się za to mandat.
Podobnie ma być znów w Polsce. Choć nie wszyscy zapytani przez PGWr są jednomyślnie za zniesieniem zakazu. Jeden z kolejarzy mówi, że należy z tym uważać. - Tu nie chodzi o ideologię, ale o bezpieczeństwo pasażerów. Jeśli pozwolimy na picie wódki, nie będziemy mieli gwarancji, że w pociągach będzie spokojnie – czytamy. Z kolei Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych jest zdania, że zakaz trzeba utrzymać, bo nie każdy pasażer życzy sobie podróży z „pociągającymi” współpodróżnymi.