Pozytywnie zakręceni
Jest ich ośmioro, jedna kobieta i siedmiu facetów: Grażyna Graff (skarbnik), Łukasz Zieliński (prezes), Marcin Szujewski (wiceprezes), Tomek Kafel (wiceprezes), Dominik Szujewski, Wojtek Kozłowski, Paweł Stasiak i Andrzej Konopka.
- To duzi faceci o ogromnych złotych sercach, którzy każdą złotówkę stowarzyszenia pozostałą z zakończonych imprez przeznaczają dla dzieci i organizację kolejnych wydarzeń – opowiada Grażyna Graff. - Jesteśmy grupą prawdziwych przyjaciół, których połączyła siatkówka, a następnie pasja organizowania imprez integracyjnych dla całych rodzin, a także chęć pomagania innym.
- Różnimy się wiekiem i charakterami, ale ponad wszystko łączą nas wspólne pasje i pozytywne podejście do życia. Każdy członek stowarzyszenia wniósł do naszej działalności jakiś własny pomysł, cząstkę siebie. Uzupełniamy się i rozumiemy bez słów. Łukasz założył stowarzyszenie i stworzył Milanos Cup. Marcin wymyślił Szwędaczkę. Ja zawsze marzyłam o zorganizowaniu imprezy integracyjnej dla niepełnosprawnych i pełnosprawnych dzieci. Tak powstała idea Integracyjnej Spartakiady.
Mamy za sobą już pięć edycji tej imprezy. Biorą w niej udział osoby niepełnosprawne ruchowo i intelektualnie, młodzież która doświadczyła przemocy w rodzinie, a także dzieci z domów dziecka i uczniowie różnych szkół podstawowych z regionu. Początki były trudne. Baliśmy się czy podołamy. Nikt z nas nie wiedział, jak zająć się niepełnosprawnymi dziećmi, jak się z nimi bawić i jak im pomagać. Teraz Spartakiada to nasza największa duma, bo daje nam najwięcej radości – przyznaje mieszkanka Bukowca.
Połączyła ich siatkówka
Stowarzyszenie Milanos powstało w sierpniu 2018 roku. Ale nie taki był początek tej niezwykłej przyjaźni.
- Wszyscy jesteśmy siatkarzami. Połączyło nas zamiłowanie do tego sportu. Pierwszy mecz zagraliśmy razem 31 lat temu – wspomina Paweł Stasiak.
Pierwszym celem stowarzyszenia było promowanie siatkówki oraz wsparcie dla reaktywowanej drużyny złożonej właśnie z członków stowarzyszenia. Szybko jednak okazało się, że sama gra to za mało dla tej – jak to określa Marcin Szujewski - „pozytywnie zakręconej ósemki”. Tylko na początku byli oni jednocześnie zawodnikami, jak i organizatorami turniejów siatkówki oraz innych wydarzeń sportowych. Na boisku nie mieli sobie równych. Każde zawody kończyli zwycięstwem, między innymi amatorskiej Ligi Siatkówki w Jeleniej Górze. W latach kolejnych załoga Milanos zeszła jednak z boiska by czuwać nad organizacją obecnie najlepiej zorganizowanego turnieju piłki siatkowej dla drużyn amatorskich i ligowych w Polsce.
- Ja zawsze chciałem mieć taki własny turniej – wspomina Łukasz Zieliński - i w 2018 roku udało nam się taką imprezę zorganizować. Zaczynaliśmy zawodami jednodniowymi dla 8 drużyn. Obecnie mamy za sobą kilka edycji Milanos Cup, a w ostatniej z nich gościliśmy 23 drużyny w kategoriach Open, Oldboy oraz Kobiet – dodaje. Turniej stał się zawodami dwudniowymi rozgrywanymi w Karpaczu na dwóch halach, w kolejnej edycji zamierzamy grać na 3 halach (8 boiskach)
Byli to siatkarze z siedmiu województw oraz z Anglii. W imprezie udział biorą zawodnicy z przeszłością w najwyższej lidze (PLS). W każdej z edycji gości 5-krotny mistrz Polski piłki siatkowej Paweł Maciejewicz. W chwili ogłoszenia zapisów Stowarzyszenie ma tylko 2-3 miejsca wolne, reszta jest rezerwowana z rocznym wyprzedzeniem przez drużyny z poprzednich edycji. W trakcie zawodów, z soboty na niedzielę, jest także organizowana impreza integracyjna dla zawodników.
Wędrówki po górach
Od pięciu lat stowarzyszenie organizuje również Marsz Osobliwości. Co to takiego? Górska przygoda, podczas której integrują się całe rodziny. To autorska zabawa podobna do podchodów poprowadzonych do miejsc ciekawych historycznie i przyrodniczo na terenie Dolnego Śląska, a szczególnie naszego regionu. Uczestnicy poznają historię zwiedzanego miejsca i odgadują tematyczne zagadki. Od dwóch lat Marsz Osobliwości został włączony do nowego projektu pod nazwą Szwędaczka z Milanos.
- Szwędaczka to marsz górski przez mało uczęszczane szlaki piesze dookoła Kowar i mniej znane części polskich Sudetów, gdzie widoki są naprawdę niesamowite – wyjaśnia pomysłodawca imprezy Marcin Szujewski. - Ja dużo chodzę po górach z żoną i ze znajomymi. Kiedyś uczestniczyłem w takim rajdzie, ale nie na naszym terenie. Stąd powstał pomysł by stworzyć coś podobnego u nas i wypromować miejsca ukryte pod Karpaczem. Pierwsza edycja imprezy miała tylko jeden dystans około 30 km, który pokonało 60 osób. W minionym roku w rajdzie uczestniczyło około 300 osób z całej Polski.
Obecnie trasy mają różne długości i różny poziom trudności. O godzinie 6.00 rano startują zawodnicy, którzy mają do pokonania 50 km. O godzinie 8.00 wyruszają piechurzy, którzy wybrali dystans 35 km, a o godzinie 11.00 rodziny z dziećmi oraz osoby starsze, które mają do przejścia trasę około 10 km po terenie płaskim lub delikatnie pagórkowatym. Jest to tak pomyślane, by ostatnie kilometry były pokonywane wspólnie przez zawodników ze wszystkich dystansów. Jest bowiem tak, że przyjeżdżają do nas całe rodziny i np. ojcowie (lub matki) wybierają dystans 50 km, drugi rodzic przykładowo 35 km, a dziadkowie z dziećmi 10 km.
Idea tej imprezy jest taka by się poszwędać, popodziwiać widoki, dobrze pobawić i pośmiać oraz poruszać się. Każdy z uczestników otrzymuje na końcu medal i dyplom. Po drodze czeka wiele niespodzianek i zagadek. W minionym roku mieliśmy np. rycerza, który witał się z uczestnikami. Całość kończy wspólna biesiada. W tym roku już zastanawiamy się jakie trasy wybrać, by odkryć kolejne nieznane miejsca – dodaje mieszkaniec Kowar.
Każdy z członków stowarzyszenia angażuje się charytatywnie. Prywatnie mają oni swoje rodziny (które często ich wspierają w organizacji imprez), a także prowadzą swoje biznesy czy pracują zawodowo.
- To stowarzyszenie to kontynuowanie wieloletniej przyjaźni, ale i wpuszczenie do naszego życia świeżego powietrza – mówi Paweł Stasiak, który prowadzi własną firmę. - Jest to doskonała odskocznia od codzienności. Poza pracą po prostu trzeba mieć jeszcze coś dodatkowego, co daje nam radość – dodaje przedsiębiorca.
Narady w saunie
Jak członkowie zespołu znajdują czas na organizację tych wszystkich imprez, omówienie szczegółów, zaplanowanie i wykonanie?
- Spotykamy się w saunie – mówi Dominik Szujewski. - Korzystając z tej formy relaksu robimy tak zwaną burzę mózgów i wymyślamy nowe działania oraz przegadujemy szczegóły. W tym stowarzyszeniu każdy tak naprawdę jest od wszystkiego. Troszkę brakuje nam ludzi, którzy tak jak my chcieliby coś robić dla innych. Ważni też są sponsorzy, bo bez nich wielu rzeczy nie udałoby się zrobić. My ze swojej strony i tak dokładamy swoje pieniądze, ale sami nie udźwignęlibyśmy wszystkiego – dodaje.
Członkowie stowarzyszenia są zawsze zadowoleni i uśmiechnięci, ale nie oznacza to, że zawsze jest łatwo.
- W saunie spotykamy się po dwie, trzy osoby – uzupełnia Grażyna Graff. - Wszyscy razem widzimy się w przeddzień imprezy lub o świcie tuż przez wydarzeniem. Np. trasy do Szwędaczki oznaczamy dzień wcześniej. A punkty kontrolne i żywieniowe rozstawiamy od czwartej rano w dniu imprezy – dodaje Grażyna Graff.
Jednak czwarta rano to nic w porównaniu z Poszukiwaniem Kwiatu Paproci w czerwcową noc. To również górskie „łazikowanie”, ale w nocy z wykorzystaniem kodów QR i ogniskiem kończącym tę przygodę piechurów nad ranem. A to nie wszystko. Milanos organizuje również Mikołajki i angażuje się w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Angażują się w sprzątanie Ziemi sprzątając szlaki górskie oraz biorą udział np. w dniach sportu przez zaproszone szkoły.
Co członkowie stowarzyszenia dostają w zamian za swoją tytaniczną pracę?
- Ogromną satysfakcję, że udało się wywołać uśmiech na twarzach tylu ludzi – odpowiada bez namysłu Grażyna Graff.
- Oraz wielką radość – dodaje Łukasz Zieliński. - Czasami po takich imprezach jesteśmy niesamowicie zmęczeni. Do tego stopnia, że w duchu mówimy sobie, że to był ostatni raz. Ale już następnego dnia kiedy ludzie przesyłają nam podziękowania i dopytują o termin kolejnej edycji by wpisać go w swój kalendarz na przyszły rok, czujemy wielką radość i mamy motywację do kolejnych działań – dodaje prezes Stowarzyszenia.
Jak mówi Andrzej Konopka, dawanie radości innym to obecnie cel nadrzędny Stowarzyszenia, którego siłą są ludzie połączeniu sportem, z którego zrodziła się niesamowita przyjaźń.
- Fundamentem jest tu zaufanie, które sprawia, że nawet w sytuacjach trudnych, kiedy coś nie idzie zgodnie z planem, i tak wychodzi dobrze. Każde z przedsięwzięć czegoś nas uczy. Każda kolejna edycja stawia nowe wyzwanie, ale wiemy, że niezależnie od wszystkiego, razem damy radę – mówi Andrzej Konopka.
- I tak się właśnie kończy gra w siatkówkę – podsumowuje ze śmiechem Marcin Szujewski.