Celem prezentacji spektaklu „Lewa, wspomnienie prawej” było zwiększenie liczby osób zgłaszających się na mammografię, cytologię i kolonoskopię w ramach badań finansowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia lub Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych.
Krystyna Kofta, powieściopisarka, autorka opowiadań, felietonistka i umiarkowana feministka, w roku 2003, po operacji raka piersi i chemioterapii, zwyciężyła z chorobą nowotworową. Zaraz potem opublikowała fragment prowadzonego dziennika zatytułowanego „Lewa, wspomnienie prawej”. Jest on zapisem zmagań z chorobą. W książce Kofta obaliła mity wynikające z przekonania o nieuleczalności nowotworów. Na podstawie jej książki powstał monodram, który miał swoją premierę 3 października 2004. Bohaterkę dramatu zagrała Teresa Stępień-Nowicka, na co dzień aktorka Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu, która wielu telewidzom kojarzyć się może z serialową postacią Latoszkowej, matki Witka (w tej roli Bartosz Opania), lekarza internisty z Leśnej Góry, w operze mydlanej emitowanej przez TVP2 „Na dobre i na złe”.
Szkielet fabuły nie różni się tutaj znacząco od swojego pierwowzoru. Na scenie oszczędna scenografia: drewniane krzesło oraz parawan z gabinetu lekarskiego lub oddziału szpitalnego. W tle słychać kojące, eleganckie dźwięki z szeroko pojętego obszaru smooth jazzu. Na pierwszym planie pojawia się bohaterka - kobieta w kolorowym dresie i gimnastykuje się. Po chwili odziana już w biały szlafrok wyczuwa guzek w piersi. Początkowo myśli, że to mięsień. Prawdziwa diagnoza wskazuje jednak, że to rak złośliwy, który zwiastuje mozolne etapy leczenia. Zaniedbała badanie, słowem - zawaliła sprawę. Chcąc pozbyć się choroby, straciła pierś, pojawiły się blizny i dziura po wyciętych węzłach chłonnych.
Bohaterka nazywa samą siebie panią porucznik albo „ranioną na polu chwały panią generał, której urwało pierś”. W walce z rakiem piersi ukazuje swe słabości i zwycięstwa. Widzowie wraz z bohaterką przemierzają nieprzyjemne korytarze centrum onkologii, oglądają łyse głowy chorych na białaczkę dzieci, słuchają bolesnych jęków oczekujących na biopsję i drżą na myśl o ludziach umierających na oddziałach.
Emocjonalna walka postaci została uwydatniona wystarczająco mocno przez Teresę Stępień-Nowicką. Jej żywiołowa gra nie pozwala się nudzić ani przez chwilę. Jej kreacji nie brakuje koniecznej głębi; bohaterka przechodzi przemiany wewnętrzne.
Krystyna Kofta nie ma zamiaru robić wykładu. Widzowie dostają podstawowe informacje, i to wystarczy. Przy czym teksty Kofty wypowiadane przez Teresę Stępień-Nowicką nie przebierają w słowach. Choć komizm języka bawi, pozostaje świadomość traum bohaterki, która w niektórych scenach ukrywa się za cytatami utkanymi z cynizmu, wulgaryzmów i żartu. Spektakl buduje klimaty, które pozwalają odczuć, czym była atmosfera sali operacyjnej. Gdyby wcześniej główna bohaterka robiła badania, USG, mammografię, pewnie lekarze wykryliby guza i może obyłoby się bez mastektomii. Jeżeli nad spektaklem unosi się cień optymizmu – to jest on niełatwy, pełen rozterek i wątpliwości, ufundowany na dramatycznych rozstrzygnięciach. Widać dobitnie, że sens własnego istnienia nie jest tu czymś oczywistym ani łatwo dostępnym. To raczej wyzwanie, błysk, który można pochwycić.