Niedziela, 4 maja
Imieniny: Moniki, Władysława
Czytających: 6620
Zalogowanych: 18
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra: Oddali część siebie by ratować życie innym

Piątek, 14 listopada 2014, 8:13
Aktualizacja: Sobota, 15 listopada 2014, 8:39
Autor: Angela
Jelenia Góra: Oddali część siebie by ratować życie innym
Fot. Archiwum Pauliny
Dobro powraca – przekonuje dwoje dawców szpiku z Jeleniej Góry. Paulina Bratkowska zarejestrowała się w bazie dawców poruszona chorobą 3–letniego Piotrusia. Do kliniki w Dreźnie, gdzie oddała swoje komórki macierzyste dla chorego, nieznanego mężczyzny, pojechała z kolegą z Kamilem. Teraz jest jego szczęśliwą żoną. – Wiem, że kiedyś wróci do mnie to, co bezinteresownie dam innym – mówi drugi z dawców szpiku Michał Liwandowski – ale nie dlatego warto pomagać. Więc dlaczego?

W Jeleniej Górze jest obecnie ośmioro dawców szpiku. To dużo, biorąc pod uwagę fakt, że dawca zgodny genetycznie zdarza się raz nawet na kilka milionów osób. Ale też mało - biorąc pod uwagę statystyki osób zarejestrowanych w bazie dawców szpiku.

Akcje rejestracji potencjalnych dawców komórek macierzystych prowadzi Fundacja DKMS Polska, zarejestrowana w 2008 roku jako niezależna organizacja non-profit. To do niej jesienią 2010 roku trafiła Paulina Bratkowska.

– Wtedy mieszkałam w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie rodzice chorego na białaczkę 3-letniego Piotrusia zorganizowali akcję szukając bliźniaka genetycznego – opowiada Paulina Bratkowska. – Kiedy widzi się na plakacie chore, malutkie dziecko… (tu spuszczał głowę i milknie na chwilę). Natychmiast postanowiłam się zarejestrować. Chciałam kogoś jeszcze namówić ze znajomych, ale nie udało się, bo ciemno, zimno - więc poszłam sama. Kilka miesięcy później zadzwonił telefon. Miałam wtedy strasznie zły dzień. Byłam w pracy. Pamiętam tylko, że pani z fundacji DKMS opowiadała mi o dwóch metodach poboru komórek. Pytała, czy nadal się zgadzam na zostanie dawcą. Oczywiście zgodziłam się. U mnie w rodzinie to nie była nowość. Jeden z moich braci oddał nerkę drugiemu. Może dlatego decyzja przyszła mi tak łatwo…

- Potem były szczegółowe badania, na które pojechałam do Wrocławia. Tam miałam kolegę ze studiów. Ale po badaniach miałam dwa tygodnie do wizyty w klinice w Dreźnie, więc postanowiłam, że pojadę w góry. Ten kolega z Wrocławia powiedział mi, że zatrzymamy się u Kamila z Jeleniej Góry, który był z nami na roku. Od razu skojarzyłam, że chodzi o pewnego chłopaka o kręconych włosach. Razem studiowaliśmy w Zielonej Górze, ale nie znaliśmy się. Wiedziałam o nim tylko tyle, że na studiach jadł chińskie zupki pomidorowe. Tak się złożyło, że do Drezna nie mógł ze mną jechać nikt z rodziny. Pojechał Kamil, za którym później przyjechałam z Gorzowa do Jeleniej Góry i który teraz jest moim mężem – opowiada Paulina.

W Dreźnie Paulinę czekało miłe zaskoczenie. – Pamiętam, że bałam się bólu, że nie będą mogła ustać na nogach, samodzielnie się umyć, zjeść – opowiada Paulina. – A ja tylko cztery godziny przesiedziałam na fotelu bez żadnego bólu, kiedy pobierano komórki tzw. metodą „z krwi odwodowej” czyli przetoczono mi krew separując komórki macierzyste do specjalnego worka. I już godzinę później zwiedzałam Drezno, jadłam kolację z Kamilem, drugim dawcą Dariuszem Góreckim, który teraz jest moim przyjacielem, a także z tłumaczem i innymi dawcami, m.in. z Niemiec. Od Niemców usłyszałam, że oddanie szpiku to dla nich tylko kilkugodzinna przerwa w pracy. W Polsce uważa się, że to nie wiadomo co. To widać po mapie zawieszonej w klinice - całej we flagach powbijanych przez dawców. Mapa Polski ma tylko kilkanaście tych flag. Dlatego wiem, jak ważna jest zmiana świadomości ludzi i ile mamy jeszcze do zrobienia – dodaje Paulina.

Tę świadomość od pięciu lat wśród młodzieży próbuje zmieniać Dorota Kloza, nauczycielka wychowania fizycznego z Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Jeleniej Górze. To ona wraz z Małgorzatą Rybińską - lekarzem rodzinnym, od pięciu lat prowadzi prelekcje na temat dawstwa szpiku w swojej szkole, a od trzech lat we wszystkich jeleniogórskich szkołach ponadgimnazjalnych. Tegoroczna edycja ruszyła w listopadzie. Dotychczas w ramach akcji zarejestrowało się ponad 300 uczniów, z czego dwoje z nich oddało szpik swoim „bliźniakom genetycznym”. Jedną z takich osób jest Michał Liwandowski, który ideą pomagania zaraził się na jednej z prelekcji w III LO czyli Zespole Szkół Ogólnokształcących i Technicznych w Jeleniej Górze.

– Byłem wtedy w trzeciej klasie – opowiada. – Pomyślałem, że jeśli mogę komuś pomóc, a nie wymaga to ode mnie jakiegoś wielkiego poświęcenia, to mam taki obowiązek. Od 18. roku życia oddaję krew. W bazie dawców szpiku zarejestrowałem się na początku 2013 roku. Pół roku później dostałem telefon z Fundacji DKMS Polska. Byłem wtedy akurat w pracy, więc zależało mi, żeby szybko skończyć rozmowę. Na wszystko się zgodziłem. Rodzicom wytłumaczyłem na czym to polega. Nie mieli nic przeciwko. Pojechałem do Drezna, bo było najbliżej (kliniki w Polsce są w Warszawie i Krakowie). Sam pobór z tzw. krwi obwodowej trwał 4,5 godziny. Czy bolało? Tylko raz kiedy zapomniałem, że mam igłę w ręce i chciałem podrapać się po nosie. Wtedy zakłuło – śmieje się Michał. - Czy musiałeś się jakoś poświęcić? No… to były cztery i pół godziny siedzenia na fotelu, a oni mieli tylko jeden film, który już kiedyś oglądałem, więc… - wybucha śmiechem obecny student Politechniki Wrocławskiej.

Po poborze Michał - jak każdy dawca – poznał trzy rzeczy: wiek, płeć i kraj pochodzenia swojego bliźniaka genetycznego. Stąd wie, że oddał komórki macierzyste dla 52-letniej kobiety z USA. Jeśli obie strony będą chciały, mogą się spotkać po minimum dwóch latach. – Nie sądzę, że się spotkamy, ale dostałem kartkę z podziękowaniem, to było naprawdę miłe – mówi Michał. – Ja nie oczekuję żadnej wdzięczności. Nie czuję się bohaterem. Nie zrobiłem nic wielkiego i denerwuje mnie to, że w Polsce są tacy, którzy się z tym obnoszą, puszą się z tego powodu, że oddali szpik. Niektórzy nadal myślą, że oddanie szpiku wiąże się z wbiciem ogromnej igły w kręgosłup, co jest kompletną bzdurą. Są i tacy, którzy pytają, ile mi za to zapłacili. To zostawiam bez komentarza, bo nie rozumiem, jak można brać pieniądze za coś takiego. Ja wierzę w to, że kiedyś wróci do mnie to, co ja bezinteresownie przekażę innym – dodaje 19-latek.

Zarówno Paulina, jak i Michał zostali zaproszeni przez Dorotę Klozę na prelekcje do szkół. – Stąd wiem, że nie nadaję się na mówcę – mówi Michał - ale gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego warto pomagać, odpowiedziałbym pytaniem: „A co by było, gdyby taka choroba dotknęła twoich bliskich i wiedziałbyś, że jest bliźniak genetyczny w Polsce, który może uratować mu życie, ale nie zrobi tego, bo boi się, albo zwyczajnie mu się nie chce?”

Ogłoszenia

Czytaj również

Sonda

Czy zawsze masz gdzie zaparkować pod swoim blokiem czy domem?

Oddanych
głosów
519
Tak, nigdy nie mam z tym problemu
33%
Tak, choć czasami muszę dłużej szukać miejsca
14%
Nie, prawie nigdy nie ma wolnego miejsca w pobliżu, parkuję pół kilometra dalej
25%
Różnie, to zależy od pory dnia
28%
 
Głos ulicy
Do Jeleniej Góry przyjechaliśmy znad morza
 
Warto wiedzieć
Opona – Jak genialny wynalazek zmienił świat
 
Rozmowy Jelonki
Co zrobić ze zwierzakiem na majówkę?
 
Pogodowo
Oberwanie chmury
 
112
Domowa plantacja marychy
 
Aktualności
Uroczyście dla Biało–Czerwonej
 
112
Młodzi już jeżdżą
Copyright © 2002-2025 Highlander's Group