– W większości wyjdą z dokumentem, który stwierdzi, że na razie do armii się nie wybierają – prorokuje Polska Gazeta Wrocławska. Wojskowi uspokajają, że pobór to nie jest wcielenie do armii, lecz zwykła procedura rejestracyjna, polegająca na założeniu każdemu ewidencji wojskowej, orzeczenia stanu jego zdrowia i wydaniu tym, którzy się uczą, odroczeń.
– Pobór potrwa do końca kwietnia. Obejmuje nastolatków, którzy jesienią stawili się w Wojskowej Komisji Uzupełnień do rejestracji. Oprócz nich, przed komisjami lekarskimi pojawią się też ich starsi koledzy z roczników 1984-1988, którzy do tej pory nie zgłosili się do poboru – wyjaśnia dziennik.
Z zapewnień rządu wynika, że tegoroczny pobór może być jednym z ostatnich w historii. Dziś polskie siły zbrojne liczą ok. 150 tys. żołnierzy, z czego ok. 70 tys. to poborowi. Poprzedni minister obrony zapowiadał zmniejszenie poboru w 2008 roku o 10 tys. oraz dalsze jego ograniczanie do zawieszenia w roku 2012-2013. Wtedy armia miałaby się stać w pełni zawodowa.
Specjaliści zapytani przez gazetę nie kryją sceptycyzmu: – Na razie ciężko oceniać postęp prac obecnego rządu. Jednak plan przekształcenia naszego wojska w ponad 100-tysięczną armię zawodową w ciągu dwóch lat nie jest realny. Jest za mało pieniędzy, by to zrobić w tak krótkim czasie - czytamy.
Tymczasem z sondaży wynika jednoznacznie, że koszary to ostatnie miejsce, w którym widzą siebie młodzi Polacy. Wolą studiować i pracować, a miesiące spędzone w wojsku uważają za czas stracony.