Ostro podkręcone przepisy antyalkoholowe na stokach to efekt starań Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Statystyki są niepokojące, bo Polacy piją coraz więcej. W tym także w górach, na rozgrzewkę przed zjazdem na nartach. To doniesienia Dziennika.
Już 0,2 promila alkoholu we krwi narciarza ma wystarczyć, aby ten na długo zapamiętał swój grzech i oduczył się zjeżdżania na dopalaczach. Będzie można go ukarać grzywną nawet do pięciu tysięcy złotych. Projekt zaostrzenia przepisów spodobał się rządowi. Argument: pijany narciarz na stoku niesie ze sobą zagrożenie dla siebie i dla innych. Po alkoholu szaleje, a procenty wyzwalają w nim ułańską fantazję.
Wszystko by było dobrze, ale – jak podkreślają ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego – będzie kłopot z egzekucją tego przepisu. – Czy policjanci będą gonili każdego narciarza, aby sprawdzić jego trzeźwość? Czy przed każdym barem w górskich miejscowościach stanie patrol? Czy będą rewizje miłośników białego szaleństwa i odbieranie im termosów z herbatką z prądem? Goprowcy podkreślają ponadto, że na całym świecie w kurortach podaje się alkohol. A większość wypadków na stokach nie zdarza się „po spożyciu”. Narciarze jeżdżą brawurowo całkiem na trzeźwo.