Pożary pojazdów spowodowały, że mieszkańcy Mysłakowic przestali czuć się bezpiecznie. Miejscowość do niedawna uznawana była za spokojną okolicę, dlatego wyobraźnię miejscowych rozpaliły pogłoski tłumaczące jak mogło dojść do podpaleń i co było ich przyczyną.
– Mówią, że auta zapalały się od butelki z benzyną – mówi mieszkanka Mysłakowic prosząca o anonimowość. Kilka dni wcześniej ktoś widział mężczyznę z “koktajlem Mołotowa” gdzieś w okolicy. Inni mówią, że to były porachunki, ale chłopak, któremu podpalono samochód, znany jest jako spokojny człowiek. Trudno więc uwierzyć, że tak zaszedł komuś za skórę, że ten podpalił mu pojazd.
Kto więc, zdaniem mieszkańców Mysłakowic może stać za tymi podpaleniami? – Nieletni, którzy całymi dniami i nocami wałęsają się w kapturach po osiedlach i tylko patrzą, komu by coś ukraść, kogo obrazić i coś zniszczyć.– spekulują mieszkańcy. – Na nich nie ma sposobu, policja ich postraszy, schowają się, a potem znowu wychodzą i szukają okazji do rozróby.
Policja na razie nie łączy tych dwóch podpaleń ze sobą i z ocenianiem wydarzeń czeka aż śledczy ustalą przebieg i okoliczności wydarzeń. To jednak nie jest łatwe.
– Podpalenia zdarzyły się w różnych dniach i w różnych miejscach – tłumaczy oficer prasowy policji w Jeleniej Górze nadkom. Edyta Bagrowska.
Jedno auto należało do mieszkańca Mysłakowic, drugie natomiast zostało skradzione w Karpaczu, a następnie porzucone i podpalone w Mysłakowicach. Pomiędzy tymi zdarzeniami może nie być żadnego związku – twierdzi.