Wielu mieszkańców, którzy liczą na pomoc policji, narzeka, że nie może się doczekać przyjazdu stróżów prawa na interwencję. Ale to nie zła wola mundurowych, ale brak sprawnych samochodów jest przyczyną takiego stanu rzeczy.
Stan taboru stróżów prawa budzi niepokój. Przetarg na ponad cztery tysiące pojazdów, które mają zastąpić wysłużone polonezy i volkswageny, wprawdzie rozpisano, ale stoi on w miejscu. Tyle trwają procedury, specyfikacje i rozpatrywanie protestów firm, które przystąpiły do przetargu.
Intencją policji było, aby radiowozy pochodziły z jednej fabryki. To pozwala na oszczędności w serwisowaniu aut. Firma, która wygra wartą miliony złotych rywalizację, musi dostosować się do wymogów stawianych przez zamawiającego.
Skąd protesty i sądowe przepychanki? Pojazdy powinny mieć wzmocniony układ jezdny, możliwość przewożenia aresztantów, niepalną tapicerkę i fabryczne przygotowanie do montażu środków łączności. Ten wymóg nie spodobał się polskim dostawcom pojazdów z General Motors oraz Seata i Peugeota.
Na fochy pozwala im procedura przewidziana ustawą o zamówieniach publicznych. Zdaniem oferentów takie warunki są dyskryminujące i stawiają w pozycji uprzywilejowanej pojazdy marki Skoda Octavia.
Na nowe radiowozy trzeba będzie poczekać co najmniej rok. A jak wskazują statystyki, najstarsze pojazdy w policyjnych garażach mają 15 lat, a 60 procent samochodów trzeba natychmiast wymienić. Policji przydałyby się też szybkie motocykle i samochody terenowe, zwłaszcza w górzystym regionie jeleniogórskim.