W sumie na polskich drogach i bezdrożach zginęło w całym ubiegłym roku aż 2000 osób. To tak jakby z mapy kraju całkowicie wymazać Łomnicę albo Miłków lub też razem Siedlęcin i Karpniki. To bardzo dużo, bo pojedynczy wypadek dużego wrażenia już nie robi (chyba że dotyczy kogoś z rodziny).
Śmierć czyha na prostej drodze
A na drogach trup ściele się gęsto! Dość powiedzieć, że w ubiegłym roku wydarzyło się aż 21 tysięcy wypadków. Nie mówiąc o wspomnianych 2000 zgonów, to ciężko rannych na miejscu zostało aż 75 tys. osób! Np. żyje, ale ma urwaną rękę. To już musi robić wrażenie, bo tyle właśnie ludzi mieszka w całej Jeleniej Górze. Nie wspominając o 362 tys. kolizji. Ze statystyk wynika (mamy w kraju obecnie ok. 34 mln pojazdów), że co setny pojazd miał co najmniej wspomnianą kolizję. Co prawda liczby te powoli spadają od ponad 10 lat (liczba drogowych zgonów spadła z 3300 do 2000 ostatnio), lecz nadal są zatrważające. Statystycznie pomaga nieco notoryczne podwyższanie mandatów, jednak problemu śmierci na drogach w ten sposób się nie wyeliminuje, gdyż aż 85 % wypadków to wina kierowców (a nie np. wysokości mandatów). Głównie to zbyt duża prędkość, która rozbita na poszczególne elementy stanowi prawie 70 % całości tematu. Z tym faktem nie można dyskutować zwłaszcza, że aż 60 % ludzi zginęło po zderzeniach na prostych trasach i przy ładnej pogodzie. Statystycznie najwięcej na autostradach i drogach szybkiego ruchu, których mamy w sumie ok. 5 tys. km, a trupów naliczono tam aż 140 (w tym aż 36 na częściowo naszej A4). Tylko 20 % to tragedie na bocznych, wąskich drogach.
Prawie 300 osób zginęło na drzewach
Kolejne liczby tylko potwierdzają zbyt dużą prędkość z jaką kierowcy jeżdżą w mieście i w terenie. Wydaje się często, że myślenie i przewidywanie zostaje w domu. Na drzewach mianowicie zginęły aż 282 osoby, a na drogach aż 453 pieszych, w tym 100 na przejściach (głównie z winy pieszych), a reszta poza miastami wędrując poboczami dróg. Na rowerach zmarło 170 osób. Do tego trzeba dorzucić 11 osób, które poniosły śmierć po zderzeniu z dzikim zwierzęciem, 12 osób zmarło na quadach, a 3 na hulajnogach elektrycznych. Od ubiegłego roku do statystyk wstawiono "urządzenia wspomagające ruch", czyli różnego rodzaju wrotki, rolki, deskorolki, segway'e, itp. Na razie trupów w tej kategorii nie ma, ale wydaje się, że to tylko kwestia czasu. Poza tym statystycznie najwięcej osób zginęło w sierpniu, a najmniej w lutym. Prym wiedzie piątek i sobota, a najmniej wypadków dzieje się w niedziele i czwartki. Jeśli chodzi o godziny, to bezapelacyjnie najniebezpieczniejsze są 2 godziny między 16 a 18. Wówczas więc, statystycznie, nie warto wyjeżdżać samochodem w jakąkolwiek trasę...
Dzieci też, niestety, giną
Dzieci w wieku do 14 lat również jeżdżą samochodami (jako pasażerowie) i niektórzy giną. W ub. roku śmierć w samochodach poniosło 53 dzieci. Do tego aż 1800 zostało rannych. Też w samochodach. Niejako przy okazji. Bo to dorośli "przeginają" z prędkością, nie dzieci. Jeśli ktoś chciałby się osobiście o tym przekonać, to wystarczy cały czas jeździć nieco wolniej, czyli zgodnie z ograniczeniami i znakami drogowymi. Wtedy można się przekonać jak wielu kierowców wyprzedza, trąbi i sunie "ile fabryka dała". A to już początek drogi na tamten świat...