Akcja sztuki rozwija się na trzech płaszczyznach. Z jednej strony cieszące się młodością i zafascynowane kinem hollywoodzkim pielęgniarki (Katarzyna Janekowicz, Magdalena Kępińska i Agata Moczulska), pracujące w zaniedbanym domu spokojnej starości z nieczystościami na podłogach, świntuszą przy butelce wina. Rechoczą wspominając swoje występki, które polegały na uśmiercaniu pensjonariuszy placówki po wcześniejszym ucharakteryzowaniu ich na gwiazdy z wielkiego ekranu i nadaniu zgonowi teatralności.
Z kolei sami pensjonariusze - staruszkowie (Irmina Babińska, Iwona Lach, Piotr Konieczyński i Jacek Paruszyński) przeżywają troski swojej starości zamknięci w czterech ścianach. Pełni wspomnień z młodych lat, piszą wiersze, listy, snują plany miłosne. To wszystko w obliczu własnych słabości, utraty kontroli na odruchami i przy bezwolnym oczekiwaniu na kres w atmosferze zbliżających się osiemdziesiątych urodzin jednej ze staruszek, w którą wcielono manekina.
Trzecia płaszczyzna zbudowana jest na jednostronnej relacji syna jubilatki, który – zajmując się własnym życiem i interesami – pisze do schorowanej matki list z życzeniami urodzinowymi, którego ubezwłasnowolniona kobieta nigdy nie przeczyta. Pojawia się też postać młodego montera (Robert Mania), który – mając za zadanie naprawić lampę – budzi sensualne podniecenie zarówno jednej ze starszych bohaterek, jak i pielęgniarek. Ostatecznie mężczyzna pada martwy na stole rażony prądem, kiedy usiłuje zlikwidować usterkę oświetlenia. Sztukę kończy zrzucenie zwłok na podłogę przez jednego ze starców. Wszyscy pogrążają się w ciemności.
Wspomniane płaszczyzny w sztuce nachodzą na siebie doprowadzając do wielu groteskowych, ale też jednocześnie bulwersujących sytuacji ukazujących zakamarki duszy człowieka. Siostry są uosobieniem zła przebranego w białe fartuchy, starcy – w niemocy swojego wieku i próżni przyszłości – stają się w ich rękach lalkami, które przebrane za gwiazdy, przeniosą się w dramatycznych okolicznościach na tamten świat.
Próbę czytaną „Córek...” opracował reżysersko Rafał Matusz, realizator „Pokojówek” wystawionych w listopadzie w Teatrze im. Norwida. I choć była to tylko „próba”, nie zabrakło w tym wydarzeniu wysmakowanej gry aktorskiej i ciekawej koncepcji ukazania całości w realiach scenicznych. Nie tylko przy stole, gdzie – jak mogłoby się wydawać – aktorzy siedzą i czytają odtwórczo tekst. Nie! Jest więc świetna kreacja Irminy Babińskiej, intrygujący Piotr Konieczyński jako staruszek poeta poruszający się przy pomocy chodzika oraz wiele głębi u pozostałych postaci – choćby sióstr i ich pustki moralnej.
To jedna strona medalu. Druga to wymowa sztuki. Jak powiedział obecny na spektaklu tłumacz „Córek King Konga” Jacek Kaduczak, tytuł bierze się z fascynacji pielęgniarek kinem hollywoodzkim. Chcą być boginiami tego świata i decydują o śmierci swoich podopiecznych. Potęgę dziedziczą po gorylu gigancie, bohaterze filmów grozy z katastrofizmem w tle.
Autorka, niemiecka dramaturg Theresii Walser, znana jest z poruszania tematów tabu i przedstawiania ich językiem teatru. Zresztą przykłady niektórych zachowań daje samo życie i to niekoniecznie w Niemczech. W Polsce kilka miesięcy temu głośno było o skandalu w pewnym domu starców, gdzie pielęgniarki zachowały się nieludzko w stosunku do starszych pensjonariuszek. Co prawda ich nie zabijały, ale… upokorzenie kobiet było wystarczająco bulwersujące. Walser podobną sytuację mocno przerysowuje i brutalizuje. Niektóre sceny aż kipią obrzydliwością i nadrealizmem.
Sztuka powinna w widzu zapalić żółte światełko ostrzegawcze przed bezmyślnym kultem młodości i pogardą dla wieku starczego. To złamanie odwiecznego szacunku dla siwych skroni i pokory ze strony ludzi młodych bywa źródłem upadku moralnego szczycącej się postępem tzw. nowoczesnej cywilizacji zachodniej.
Urszula Liksztet, kierowniczka literacka TCKN,. zapowiedziała, że wprowadzone przez byłą artystyczną szefową teatru Małgorzatę Bogajewską próby czytane, będą wystawiane raz w miesiącu.