Teatr im. Cypriana Kamila Norwida ma na swoim koncie kilkanaście premier na motywach dramatów Sławomira Mrożka. Pierwsza z nich to spektakl „Policja” w reż. Zdzisława Karczewskiego (1965), którego realizacji w późniejszych latach podjęła się wieloletnia dyrektorka teatru Alina Obidniak (1979). Inny z kolei reżyser teatralny Marek Oliwa przeniósł na jeleniogórskie deski aż trzy utwory Mrożka: „Ambasador” (1983), „Zabawa” (1983) i „Letni dzień” (1984). Natomiast Grzegorz Galiński połączył „Indyka” z „Zabawą” - dwa teksty Mrożka, które były grane w roku 1968.
„Tango” na scenie Teatru im. Norwida wyreżyserowali trzej panowie: Juliusz Burski (1974), ówczesny dyrektor Zygmunt Bielawski (1990) oraz aktor Piotr Konieczyński (2004). Niewątpliwym sukcesem scenicznym w reż. Krystiana Lupy był dramat „Pieszo” (1982) o wyraźnym zacięciu realistycznym. Jeszcze inne dwie realizacje wg twórczości Mrożka to: „Zabawa” w reż. Andrzeja Hrydzewicza (1997) i „Na pełnym morzu” w reż. Krzysztofa Prusa (1998).
Próby scenicznej adaptacji znanych dzieł Mrożka swego czasu podjął się też Teatr Animacji i wystawił jednoaktówkę „Serenada” w reż. Andrzeja Balla (1994). Tadeusz Rybicki, aktor offowego Teatru Cinema z Michałowic, wyreżyserował zaś jednoaktówkę „Na pełnym morzu” (2009) z udziałem aktorów Teatru Osób Uzależnionych „Karawana”.
Sławomir Mrożek napisał „Portret” w 1987 roku. To historia dwóch przyjaciół – Bartodzieja i Anatola, których poróżnił światopogląd. Główny bohater to zwyczajny mężczyzna około czterdziestki. Równie zwyczajne jest jego życie osobiste: od 11 lat ma kochającą żonę, po przejściu na wcześniejszą emeryturę przeprowadził się do małego miasteczka, gdzie w domku z ogródkiem wiodą spokojny żywot, a jedynym problemem w ich małżeństwie jest brak dzieci. Czas płynie, ich życie zaczyna tracić sens.
Bartodzieja zaczyna ogarniać lęk, popada w pogłębiającą się depresję, wręcz chorobę psychiczną. Nie chce powiedzieć żonie, co jest powodem tego stanu: o dręczących go wyrzutach sumienia, ponieważ boi się, że ona odejdzie, że nie wybaczy mu błędu, popełnionego jeszcze przed ślubem. Wtedy był wyznawcą Stalina, miał jego ukochany portret i żył według jego idei, a nawet doniósł na przyjaciela ze studiów, Anatola, który śmiał się z jego „mistrza”. Anatol nie tylko „nie chciał oddawać czci Bestii”, ale (o czym Bartodziej nie wiedział) prowadził działalność antypaństwową. Tak więc donos, stał się w skutkach wyrokiem śmierci.
Jak się dowiedzieliśmy, w jeleniogórskiej realizacji uwypuklony będzie wątek przeżywania traumy w związku z taką dyskomfortową sytuacją. W cieniu natomiast pozostanie polityczny aspekt sztuki, która pisana była w zupełnie innej atmosferze przed upadkiem Muru Berlińskiego.