Trójki zmarłych kloszardów „zamieszkujących” Amerykę Łacińską, którzy w trochę śmieszny, a trochę straszny sposób wędrują po świecie żywych w poszukiwaniu przyczyny swej śmierci. Bo MUERTOVIVOS to właśnie umarli-żyjący (hiszp.), groteskowe zjawy wyjęte z commedia dell’arte, przypominające średniowieczne histriony. W tym wypadku, poprzez swoistą retrospektywę próbujące odnaleźć siebie (a może na powrót zaistnieć) w świecie konsumpcji, degrengolady społecznej, w którym kiedyś przyszło im żyć. Po części z konieczności, a po części z wyboru.
MUERTOVIVOS wędrują przez świat w sensie realistyczno-magicznym. Miejsce, po którym się snują, z jednej strony stanowi odbicie świata, który zamieszkujemy my wszyscy, z drugiej zaś jest to świat przejaskrawiony do granic wytrzymałości. W którym nie ma miejsca na szczęście i dobre samopoczucie, zastąpione przez wszechogarniający strach, bezsilność i osamotnienie. Nad światem tym, MUERTOVIVOS jednak nie płaczą, a śpiewają i śmieją się, gdyż: „to weseli ich serce”. Czy w trakcie spektaklu znajdują przyczynę swej śmierci? Nie. I jak się zdaje, chyba nigdy jej nie odnajdą.
Sztuka MUERTOVIVOS w reżyserii Alcibiadesa Zaldivara i Zbigniewa Szumskiego wywołuje mieszane odczucia. Jest to wanitatywny (dotyczący marności) dyskurs o życiu doczesnym i śmierci łączący w sobie zarówno klasyczne partie dialogowe, jak i historie muzyczne, i ludzką cielesność. To również teatralna mieszanka kulturowa Meksyku, Kuby i Argentyny, które pomimo bliskości, okazują się bardzo różne od siebie.
– Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, co sądzę na temat MUERTOVIVOS. Moim zdaniem, to sztuka awangardowa w największym tego słowa znaczeniu. Mocna, niejednorodna, będąca wybuchową mieszanką tekstów, muzyki, najróżniejszych gestów i pustych dźwięków, która to mnie śmieszyła, to znów zasmucała. Podobało mi się, ale tak trochę inaczej – podsumował Piotr Kosiorowski, jeden z uczestników.