Poniżej cała opowieść mamy zostawionej dzieczynki:
"Piszę do Państwa aby nagłośnić sprawę, która miała miejsce w niepublicznym przedszkolu Radosne Tuptusie w Cieplicach. Otóż, w piątek (9.08) moja niespełna 5 letnia córka, która tam uczęszcza, miała uczestniczyć w wycieczce spływem pontonowym po rzece Bóbr.
Zapewniono mnie, że córka pojechała na wycieczkę, że płynie na pontonie z jednym z opiekunów, który był również ratownikiem medycznym, więc na pewno sobie świetnie poradzi!
Podjechałam pod przedszkole koło godziny 17:00, żeby odebrać córkę. Jedna z opiekunek zaprosiła mnie do środka, do sali i razem miałyśmy zaczekać na panią kierownik, która chciała ze mną o czymś porozmawiać.
Cała w stresie i nerwach zaczęłam dopytywać co się stało z moim dzieckiem? Ale opiekunka z uśmiechem na ustach powtarzała jak mantrę, że nic się córce nie stało i że kierowniczka zaraz wyjaśni wszystko. To zwodzenie trwało około 15-20 minut, ale dla mnie wieczność.
W końcu, kiedy córka weszła do sali cała i zdrowa, kamień spadł mi z serca. Zapytałam córki jak było na wycieczce, na co dziecko odpowiedziało mi, że nie pojechało, że była zamknięta sama w przedszkolu, była głodna i płakała…
Serce mi stanęło na sekundę… Po czym przyszła pani kierownik wraz z resztą opiekunek i drżącym głosem wypaliła, że ZAPOMNIELI O MOJEJ CÓRCE I ZAMKNĘLI W PRZEDSZKOLU!
Na tamtą chwilę Pani kierownik tłumaczyła, że dziecko musiało się schować i że ją przeoczyli i zorientowali się po pół godzinie. Nie wrócili po nią, gdyż pan kierowca busa był niechętny wracać, bo coś tam…
Ale miały od razu wykonać telefon do żłobka, które mieści się w tym samym budynku co przedszkole i poprosić jedną ze żłobkowych opiekunek żeby zabrać moją córkę na ten czas do żłobka.
Taka wersja była pierwszą wersją i okazuje się, że prawdopodobnie nieprawdziwą.
Bo zgłosił się do nas świadek zdarzenia, który był pod przedszkolem wcześniej, koło godziny 16:00 i widział, jak Pani ze żłobka podchodzi pod drzwi przedszkola, otwiera je i wychodzi z nich moja córka Nina. Z tego wynika, że moje dziecko spędziło 6❗️ godzin zamknięte, bez żadnej opieki, jedzenia i picia…
Dodam tylko, że moje dziecko jest autystką z orzeczeniem o niepełnosprawności!!!
A pani kierowniczka była jej nauczycielem wspomagającym, mającym na celu opiekowanie się nią w każdej sekundzie spędzonej w przedszkolu oraz poza nim…
Oczywiście powiadomiona już została policja, dochodzenie i sprawdzanie monitoringu zewnętrznego jest w toku. Powiadomiliśmy również kuratorium oświaty, oraz inne organy oświatowe.
Chciałabym nagłośnić tą sytuację, żeby pokazać jakie zaniedbania zdarzają się w takich placówkach i które często są zamiatane są "pod dywan"!