Wszystko przy okazji spotkania z cyklu „Słownik sytuacji 2” w Biurze Wystaw Artystycznych, gdzie artysta we wtorek po południu spotkał się z zainteresowanymi mieszkańcami Jeleniej Góry.
– Od dziecka uważał się za niejadka i to mu pozostało. W ogóle uważa, że ludzie jedzą za dużo – mówiono o Liberze podczas krótkiej prezentacji jego nie tylko artystycznej biografii. Artysta upatrzył sobie stereotypy jako pole do prowokacji i kontrowersyjnych przedstawień. Przez jednych uważany za guru współczesnej sztuki polskiej na światowym poziomie, przez innych – za obrazoburcę i skandalistę.
Zbigniew Libera pokazał kilka swoich najważniejszych dzieł. – Zaczynałem od fotografii – mówił. Jednym z jego pierwszych performance były scenki z własnym „samobójstwem”, na których na różne sposoby próbował „odebrać sobie życie”. A domownicy go „ratowali”. Techniką wideo nakręcił film o odchodzeniu niewidomej i przykutej babci.
Później przyszła kolej na lalki do rozbierania. Z wyglądających jak zabawki i podobnie opakowanych laleczek można wyciągać wnętrzności. Była też maszyna do przedłużania penisa.
– Pokazałem ją w Belgii, a wernisaż zakończył się wielkim skandalem. Odbył się w kościele, tyle że desakralizowanym, w którym nie odprawiano już nabożeństw – mówił Libera demonstrując aparat. – Tak był skonstruowany, że korzystającemu nie zrobił krzywdy zapewniając przy tym odpowiedni przyrost penisa dzięki systematycznym ćwiczeniom – dodał artysta. W tym przypadku celem eksperymentu była prowokacja, bo nie chodziło o zwiększenie seksualności, a wręcz przeciwnie.
Dziełem, za które Zbigniewowi Liberze „zebrało się” najbardziej, był „Obóz koncentracyjny” z klocków Lego. – Firma zrobiła na zamówienie wszystkie elementy, ale niektóre musiałem robić sam, bo nie mieli, na przykład, takich stromych dachów, jak na wieżyczkach strażniczych – tłumaczył artysta. Wśród figurek są esesmani, więźniowie, obozowy lekarz. A wśród budynków – krematorium.
Zbigniew Libera pokazał także artykuły prasowe, które nigdy nie zostały wydane, choć istnieją jako produkt, bo powstały na gazetowym papierze i do złudzenia przypominają prawdziwe czasopismo. – Niektóre tematy na pewno by do gazet nie weszły, dlatego robiłem to w ten sposób – wyjaśniał. Jedną z jego prowokacji była praca przedstawiająca strony Trybuny Ludu ze scenką „zastrzelenia” z pistoletu korkowego Tadeusza Kantora.
Nie wszyscy zgromadzeni reagowali na żywiołowe i bardzo merytoryczne zarazem opowiadanie artysty salwami śmiechu. Na twarzach starszych widzów widać było cień zgorszenia. Po prezentacji Z. Libera dyskutował o swojej sztuce z jej miłośnikami oraz sceptykami.