W posiedzeniu wzięło udział blisko siedemdziesięciu członków Koła. Poza okazją do wymiany doświadczeń o stanie pasiek i tegorocznej zimowli zebrani wysłuchali corocznych sprawozdań prezesa Koła i Komisji Rewizyjnej. Każdy zrzeszony pszczelarz wnosi co roku składki członkowskie, opłaca podatek ulowy i ubezpieczenie OC. Ponadto pokrywa koszty podawanych pszczołom leków, które są częściowo refundowane. Kto prowadzi pasiekę złożoną co najmniej z piętnastu rodzin pszczelich, może również ubiegać się o refundację kosztów poniesionych na sprzęt, matki i tzw. odkłady. Sposób przyznawania dotacji i procedury składania wniosków wzbudziły u niektórych zebranych sporo emocji. Prezes Koła Patryk Waloszczyk, ze spokojem tłumaczył zasady przyznawania refundacji. Podkreślał transparentność oceny składanych wniosków. W czasie zebrania wręczono dyplomy za pomoc w malowaniu siedziby Związku, wręczono legitymacje nowym członkom i zatwierdzono zmiany w Zarządzie PZP.
Wśród zebranych kilkanaście procent stanowiły kobiety. Zofia Rękas ze Starej Kamienicy prowadzi z mężem gospodarstwo rolne. Od ponad roku hoduje również pszczoły. Z piętnastu rodzin przezimowało tylko siedem. To duża strata, nie tylko finansowa. W gospodarstwie stosują ekologiczne środki ochrony roślin, ziemię nawożą obornikiem, nie stosują żadnych oprysków chemicznych, które tak bardzo szkodzą owadom.
Stanisława Pawlak – Ciesielska jest pielęgniarką, ale od dziecka pracuje przy ulach. Ma trzydzieści rodzin pszczelich. Jeden z synów połknął bakcyla pszczelarstwa i aż z Wrocławia przyjeżdża do Barcinka, żeby doglądać swoich uli. Pani Stanisława mówi, że to dobry sposób na życie, nie tylko dla osób starszych, emerytów, ale także dla młodych, którzy w taki sposób mogą poprawić budżet, czy wręcz przy braku innej pracy tak zarabiać na życie. Młodych w Kole jest coraz więcej, choć nie jest to praca łatwa, lekka, ani bezpieczna, ale jeśli ktoś pokochał raz pszczoły, to na zawsze.
W trakcie spotkania prezes Regionalnego Związku Pszczelarzy Jan Okulowski, zaapelował do zebranych o solidarność i wsparcie tych pszczelarzy, którym na skutek trudnej zimowli zginęły pszczoły. Prosił też o szanowanie zasad obowiązujących przy prowadzeniu tzw. pasieki wędrownej. Przestrzegał przed niebezpieczeństwem rozprzestrzeniania się chorób tych pożytecznych owadów, a w przypadku jakichkolwiek niepokojących objawów o reakcję. W powiecie lwóweckim bowiem stwierdzono ognisko bardzo niebezpiecznej choroby pszczół, tzw. zgnilca amerykańskiego, której ognisko udało się wygasić.
Prezes Patryk Waloszczyk, który podobnie jak inni działacze związkowi pełni swoją funkcję społecznie, szacuje liczbę rodzin pszczelich u zrzeszonych pszczelarzy w powiecie jeleniogórskim na około dwanaście tysięcy. Trudno określić dokładnie całkowitą liczbę rodzin, ponieważ wielu pszczelarzy nie jest nigdzie zrzeszonych, a niektórzy przystąpili do innych organizacji skupiających miłośników pszczół. To i tak wciąż za mało, zwłaszcza, że pszczoły masowo giną od chorób i oprysków.
Na szczęście coraz więcej osób zamierza zajmować się pszczelarstwem. To wymierające do niedawna zajęcie powoli zaczyna zyskiwać coraz większe znaczenie, nie tylko ze względu na walory smakowe i zdrowotne miodu, ale przede wszystkim ze względu na świadomość społeczeństw co do wpływu pszczół na gospodarki narodowe. Mówi się o tym, że około siedemdziesiąt procent tego co jemy, zależy od pracy pszczół. Bez nich nasza dieta stałaby się nie tylko bardzo monotonna, ale i kosztowna.