Właściciel mieszkający gdzieś w Polsce nigdy nie interesował się losem swojej nieruchomości. Ta tymczasem przez lata służyła jako melina dla miejscowych pijaków i i narkomanów.
Podczas libacji, jesienią ubiegłego roku „dzicy” mieszkańcy domu zaprószyli ogień. W efekcie spłonął dach i część pomieszczeń. Straż pożarna ledwo uratowała wtedy sąsiedni budynek przed rozprzestrzenieniem się ognia.
Na razie miasto zleciło rozebranie elementów budowlanych zagrażających przechodniom i samochodom, które bez ustanku przejeżdżają obok ruiny. Niewykluczone, że gmina przejmie za jakiś czas budynek, wywłaszczając właściciela za niezapłacone podatki oraz koszty poniesione na zabezpieczenie oraz rozbiórkę budynku.
Do tego czasu straszydło nie będzie niebezpieczne, ale urody miastu nie doda.