Dziś rano dostrzegłem dwie zakapturzone postaci grasujące po sąsiedzkim ogródku. Zdziwiłem się, że to sąsiedzi tak wcześniej (6. 15) zrywają plony. Za sekundę olśniło mnie: to nie byli sąsiedzi, ale dwaj bezczelni złodzieje, którzy kradli warzywa. Co z tego, że pokrzyczałem? Gnoje wzięli nogi za pas, a za pazuchy skradzione kabaczki i tyle ich widziałem.
Wiem, kto to. Ale czy warto wzywać policję?
Gdyby ze słów można było ukręcić bicze na nieletnich przestępców zabrakłoby katów wykonujących karę chłosty. Bo to chyba najlepsze, a jeszcze nie tak bardzo dotkliwe remedium na „nielatów” kandydatów na pensjonariuszy zakładów karnych.
Szkoda, że morzem atramentu wylanym w tysiącach tekstów dotyczących nieletnich zbirów nie napełni się pojemnika z lodowatą wodą. W takiej miednicy umieszczonej w ciemnej celi karceru po kolana przez kilka godzin mogliby moczyć kończyny coraz bardziej bezczelne i – niestety – coraz bardziej bezkarne wyrostki rozpuszczone, nomen omen, jak dziadowski bicz. Bicz, który bije w uczciwych ludzi, niemal nie tykając tych, którzy go dzierżą.
Łyse czerepy, przykryte kapturem, pod którymi zamiast mózgu władzę mają zwyrodniałe myśli, zaczynają rządzić ludźmi spokojnymi, którzy tych matołowatych wyrzutków społeczeństwa najchętniej widzieliby w celi we Wronkach.
Pod tymi zakapturzonymi i otumanionymi łbami najczęściej rodzą się zdegenerowane pomysły wakacyjnej rozrywki. Na przykład: pobicie i okradzenie staruszki (Złotoryja, Bielawa), wypicie kilku jaboli i jazda samochodem zakończona rozbiciem auta oraz wywrotką do rzeki (Jelenia Góra) lub po prostu tak zwany „oklep”, czyli danie w zęby komukolwiek z nudów (Zabobrze).
W skrajnych przypadkach z braku pomysłu na inne zajęcie i dla zabawy ci przemili młodzieńcy potrafią swoją ofiarę skopać do nieprzytomności a nawet – zabić (w Złotoryi licealiści zimą zabili z zimną krwią kolegę z klasy). I nie robi to na nich najmniejszego wrażenia. Niestety, mimo odmóżdżenia, pod wszystkimi takimi czerepami czuwa jedno pewne odczucie, a mianowicie – świadomość bezkarności. Doskonale zdają sobie sprawę, że największa pokuta, jaka może ich spotkać, to zamknięcie w poprawczaku do osiągnięcia pełnoletności. A poprawczak nie tylko ich nie poprawi, ale jeszcze bardziej zdegeneruje.
Nic zatem dziwnego, że z ograniczonych umysłowo pryszczatych złodziejaszków, wyrastają najczęściej krwawe i pozbawione skrupułów zbiry, których boją się nawet przestępcy starszej daty. Ci – choć powodu do chwały nie mają – mają swój złodziejski honor. Znany jeszcze z kart powieści „Zły” Leopolda Tyrmanda, choć bohater książki, która w latach 50-tych budziła grozę, w porównaniu do dzisiejszych młodych bandytów był potulnym barankiem.
Młodocianych zbirów, niestety, broni społeczeństwo ustami przeróżnych psychologicznych i moralnych autorytetów, które wskazują tysiące przyczyn usprawiedliwiających skandaliczną degrengoladę i deprawację młodzieży. A to przepracowani rodzice, a to pełne agresji gry komputerowe. Albo złe towarzystwo, konflikty rodzinne, alkohol, narkotyki. Wszystko to prawda. Tyle że to usprawiedliwianie jeszcze większą pobłażliwość rodzi. Niedługo wymówką dla młodocianego bandyty będzie, na przykład, zły humor z powodu nagłego załamania się pogody.
Broni ich też prawo, które – co prawda dopuszcza możliwość karania wyrostków za najcięższe przestępstwa tak jak dorosłych – ale jest niemal zupełnie pobłażliwe dla sprawców mniej medialnych” czynów, choćby bezczelnej kradzieży roweru. A to właśnie rodzi wzrastającą w łysych łbach agresję i chęć popełniania coraz to bardziej skomplikowanych aktów bandytyzmu. To właśnie – w wielu przypadkach – pozostaje jedynym celem życia takich delikwentów.
Aby im wybić z głowy taki właśnie cel, nie pomogą psychologiczne perswazje, resocjalizacje, armia specjalistów zatrudniona po to, aby łagodzić skutki ciężkiego dzieciństwa u chłopców i – coraz częściej dziewczynek – z tak zwanych dobrych domów. To już przerabiamy od lat, a skutki zamiast coraz lepsze, są – niestety – coraz gorsze.
Wbrew zasadzie trzech „p” czyli politycznej poprawności psychologicznej wobec młodych degeneratów, jestem za karaniem ciężkim i nieuchronnym łysych wyrostków, którzy drwią sobie z ofiar swojego postępowania i z całego kanonu norm moralnych. Dopiero, kiedy na własnych czterech literach zaznają, co znaczy dostać baty w majestacie prawa, najlepiej podczas publicznej chłosty transmitowanej przez telewizję, odczują być może potrzebę zmiany swojego postępowania. Czego i tak do końca nie jestem pewien.