Obecnie w kolejkach do kardiologów na Dolnym Śląsku (w różnych miastach różnie, ale wszędzie się czeka) zapisanych jest 22 tys. osób! To zatrważająca liczba. Nie wiadomo ile osób umiera w czasie oczekiwania właśnie z powodów nieleczonych problemów z sercem. Takich statystyk NFZ nie prowadzi...
Według innych statystyk, które NFZ już prowadzi, w ciągu ostatnich dwóch lat liczba osób potrzebujących pilnej wizyty u kardiologa wzrosła dwukrotnie!
O ponad połowę wzrosła też liczba pacjentów oczekujących na konsultację kardiologiczną dłużej niż rok. W ostatnim czasie ponad rok w kolejce czekało aż 1400 osób! Jeszcze więcej czekało między pół roku a rokiem - 2800 osób (to osoby, które zostały przyjęte).
Obecnie w kolejkach do różnych dolnośląskich poradni kardiologicznych czeka 4000 osób w sprawach pilnych i 18 tys. osób w sprawach stabilnych. Czyli kolejki w tym przypadku wydłużyły się o 30 %! I to tylko w ciągu 2 lat!
- Czy to nie jest skandal? Takie kolejki? Przez całe życie płacimy składkę zdrowotną, a i tak niektórzy zdążą umrzeć zanim doczekają się swojej kolejki. To jakaś niesłychana granda - słyszymy.
Czekają tysiące do kilkudziesięciu poradni
Odpowiedzią na część problemów z dostępnością miała być, wprowadzona w 2022 r., opieka koordynowana w POZ. Na Dolnym Śląsku 314 placówek podpisało umowy na jej realizację. I poprawiło się, ale tylko do niektórych specjalistów. "Kolejkowy" prym nadal wiedzie kardiologia (choroby serca, tysiące czekających do 52 poradni), później jest diabetologia (głównie cukrzyca, ok. 6000 osób w kolejkach do 40 poradni) i nefrologia (choroby nerek i dróg moczowych, czeka ok. 1000 osób do 12 poradni).
- Kolejki do specjalistów są obecnie największym wyzwaniem ochrony zdrowia w Polsce - mówią politycy.
Trzeba przyznać, że jest to slogan powtarzany od wielu lat, a kolejki jak były tak są nadal...
Okazuje się, że Polska zajmuje niechlubne drugie miejsce spośród jedenastu analizowanych krajów Europy Środkowo-Wschodniej pod względem odsetka osób niezadowolonych z długich kolejek do specjalistów (25,7%). Jest to znacznie gorszy wynik niż średnia dla regionu Europy Środkowo-Wschodniej (16,5%) czy Unii Europejskiej (19,4%).