Punktów zapalnych, czerwonych jak tanie wino jest na mapie Sobieszowa od groma. Pierwszym z nich jest skwerek tuż za przystankiem „Urząd Celny”. Wątpliwa przyjemność obcowania z okolicznymi smakoszami trunków wyskokowych nie ominie też turysty, który zechce wysiąść na stacji „Muflon”.
Kilka kroków od przystanku znajduje się sklep, a przy nim murek, na którym przesiadują mężczyźni z puszkami. Podobne miejsce znajdowało się około pięćdziesięciu metrów dalej, naprzeciw wejścia do Wyższej Szkoły Menadżerskiej.
Ławkę, na której jedni siedzieli a inni leżeli profilaktycznie zlikwidowano. Nie przeszkodziło to amatorom procentowych napojów. Przenieśli się na miejsce po drugiej stronie mostu, tuż przy poczcie, zwane przez mieszkańców Sobieszowa „półkolakiem”.
Nawet jeśli nadzwyczaj rozkojarzony turysta przeoczył poprzednie trzy punkty zapalne w dzielnicy pod Chojnikiem, po drodze na zamek będzie miał okazję napotkać jeszcze kilka.
Nie więcej niż sto metrów od ławki za mostem znajduje się kolejny sklep, w pobliżu którego zwolennicy tanich alkoholi obrali sobie „bazę”. Między kościołem a „półkolakiem” niemal codziennie spotkać można mężczyzn w stanie upojenia, nierzadko w pozycji leżącej, w której odpoczywają po nadmiernym spożyciu.
W „małpim gaju” przy ulicy Dembowskiego oprócz starszej kadry piwo sączą młodsi mieszkańcy Sobieszowa, szczególnie wieczorem.
- Po zachodzie słońca strach tędy przejść! - słyszymy od sobieszowian.
Wczasowicze przybywający do Sobieszowa linią numer piętnaście również nie obędą się bez widoku podchmielonych mężczyzn, a często też i kobiet. Na widok ten natkną się w parku pomiędzy przystankiem w okolicy ulic Bronisława Czecha i Karkonoskiej.
- Oni są jak park narodowy, praktycznie od zawsze - powiedział nam jeden z mieszkańców Sobieszowa. Oby tylko nie pozostawali pod ścisłą ochroną.