Miasto ryb. Natalka Babina
Natalka Babina to współczesna białoruska pisarka, zza miedzy można by powiedzieć. I choć w przypadku kobiet o latach nie wypada wspominać, to myślę, że autorka nie obrazi się, jeżeli zdradzę, że jest panią z przedziału 50+, podobnie jak bohaterka powieści. To ważne z paru powodów. Pięćdziesiątka to dziwny wiek na te czasy. Pamięta się i tęskni za różnymi rzeczami z ery przedsmartfonowo-facebookowej, na przykład za bliskimi relacjami sąsiedzkimi, innym sposobem spędzania czasu, bardziej bezpośrednimi kontaktami towarzyskimi czy przyrodą za oknem. Jednocześnie z wielu powodów, głównie zawodowych, trzeba było się mocno zaprzyjaźnić z rzeczywistością, bez względu na to, jak mocno odstawała od naszych wyobrażeń. A życie jak to życie –bez taryfy ulgowej dokładało, co uważało i nie brało pod uwagę, że pewnych doświadczeń nie planowaliśmy na początku podróży. Taka jest Ała Babylowa. Pokiereszowana, poraniona, nie wszystko się zabliźniło, ale daje radę, do czasu. W każdym razie poczucia humoru i autoironii jej nie brakuje. Spotykamy ją w jej rodzinnej wsi, tuż koło granicy, po drugiej stronie Bugu. Dom stary, ale jakże swojski. W takim domu można się schować i dogadywać z życiem, a przynajmniej ze sobą. Tym bardziej, że tutaj cały czas rządzi jej ukochana babcia Makrynia. To ona ją wychowywała i jak twierdzi – wychowała. Tyle że Makrynia właśnie umarła. Nie byłoby w tym nic dziwnego – wszak Makrynia, choć krzepka i energiczna, była mocno wiekowa, tyle że staruszka została otruta. A to dopiero początek szalonych przygód sióstr Ały i Uljanki. I nikt, kto znajdzie się w ich pobliżu, nie umknie przed dziwnymi wydarzeniami. Jak na razie można by było napisać, że mamy do czynienia ze specyficznym, wręcz fantastycznym kryminałem, zbliżonym do uwielbianych i niezapomnianych książek Joanny Chmielewskiej. „Miasto ryb” - powieść z ikrą, jak ktoś napisał. I trafił w sedno. Jest jednak jedno ale. To jest Białoruś i czasami śmiech zamiera na ustach. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (KH)
Ciemność. Josef Karika
Zima w słowackich Tatrach musi być piękna i właśnie taka jest w fabule Josefa Kariki. Słoneczna, śnieżna, mroźna, czego chcieć więcej wybierając się na samotne święta Bożego Narodzenia w wysoko położonej górskiej chatce. Tak zaczyna się historia bezimiennego bohatera, który opuścił miasto i swoją żonę, piekło codziennego życia pachnące rozwodem, by nabrać energii na skraju Małej Fatry. Samotnie, z dala od cywilizacji i innych ludzi. Takie położenie jeszcze brzmi dobrze i zapowiada miłe dni. Co jednak, jeśli nagle główny bohater straci wzrok i zacznie otaczający go świat głównie tylko słyszeć? Napięcie i uczucie lęku wzrasta, kiedy nagle z ciszy wyłaniają się kroki, czyjaś ręka drapie w szybę, ktoś obserwuje niewidomego, raczej nie ma dobrych zamiarów. Zaczyna się szaleńcza walka o życie, jawa przeplata się z wizjami zmęczonego umysłu, ból, zimno, niepewność, pierwotne instynkty to właśnie nasyca fabułę thrillera, tak jak krew z rany nasyca śnieg. Czy się bałam czytając „Ciemność”? Na pewno czułam się szczęśliwa, że nie siedzę samotnie w górskiej chacie oddalonej od cywilizacji, tym razem wcale nie chciałam się w takiej chatce znaleźć. Josef Karika nie używa wielu słów, używa ich dokładnie tyle, ile trzeba, żeby podkręcić naszą wyobraźnię, a co najgorsze, cała ta historia układa się w bardzo, ale bardzo prawdopodobną całość. Nie czytajcie tego przed Wigilią! Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej i na platformie Legimi. (JJ)
PS. Najlepiej czytać „Ciemność” z zamkniętymi oczami.
= Królowa niczego. Holly Black
Najwyższa Królowa Elfhame jest na wygnaniu. Jeżeli już ktoś przeczytał poprzedni tom serii, czyli „Złego Króla”, to wie, że mowa jest tutaj o Jude. Dziewczyna musi teraz zostać w świecie ludzi i ma zakaz wstępu do krainy elfów pod karą śmierci. Wydaje się, że tam powinno być jej miejsce- w końcu jest człowiekiem, jednak po tak długim czasie w magicznej krainie ciężko jest jej się dostosować do świata ludzi. Nie posiada ludzkiego wykształcenia, poza tym popadła w niełaskę, więc niewiele magicznych istot jest skłonnych udzielić jej pomocy. Na szczęście nie została na wygnaniu sama, towarzyszy jej siostra- Vivi. Ma też jednego sprzymierzeńca z Dworu Termitów, który zleca jej pewną niebezpieczną misję do wykonania.
W książce jest mnóstwo nieprzewidzianych wydarzeń, jedno z nich ma miejsce już na samym początku powieści. Taryn- siostra bliźniaczka Jude, przybywa do ludzkiego świata i ma nowinę, która dosłownie powala dwie pozostałe siostry z nóg. Taryn zabiła swojego elfiego męża, a teraz czeka ją przesłuchanie, dlatego potrzebuje pomocy swojej bliźniaczki. Powiem szczerze, że sama byłam zaszokowana, kiedy czytałam ten fragment. Z całej serii dowiadujemy się, że to Jude jest tą z bliźniaczek, która ciągle pakuje się w kłopoty, Taryn była opisana jako jej zupełne przeciwieństwo. Natomiast kiedy Jude znajduje się już w świecie elfów zastępując swoją bliźniaczkę dochodzi do jeszcze bardziej zaskakujących wydarzeń. Z poprzednich części wynika, że Jude była tą z bliźniaczek, która zaimponowała przybranemu ojcu, i to ona była zawsze przez niego faworyzowana. Niestety okazuje się, że czasem chęć posiadania władzy jest większa niż miłość. Na jaw wychodzi również tajemnicza przepowiednia, która głosi, że Najwyższy Król Elfhame ma zostać zdetronizowany. Jude stara się tą informację przekazać Królowi, a także ostrzec go przed planowanym zamachem na niego. To, co dzieje się później jest jeszcze bardziej niesamowite, okazuje się, że korona którą nosi Najwyższy Król jest obłożona klątwą i Cardan dopełniając przepowiednię zamienia się w potwora. W jaki sposób i w jakiego potwora, tego nie zdradzę. Na Jude w jednym momencie spada wiele problemów, w tym między innymi sprawowanie władzy w Elfhame, a także wygranie szykującej się wojny ze swoim ojcem.
Co jest bardzo ciekawe w anglojęzycznej wersji książki są konkretne rodzaje elfów, które nie pojawiają się w polskim tłumaczeniu. Specyfikacja poszczególnych rodzajów elfów jest bardziej szczegółowa. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (PW)
Milion miliardów mikołajów. Hiroko Motai
Dawno, dawno temu na świecie żył tylko jeden Święty Mikołaj. A ponieważ ludzi było też mniej na świecie, bez problemu udawało mu się dostarczyć prezenty wszystkim dzieciom. Ale ludzi wciąż przybywało i dzieci też. Świętemu Mikołajowi coraz trudniej było dostarczyć wszystkim prezenty w ciągu jednego wieczoru, a worek z prezentami co roku stawał się coraz cięższy. Mikołaj musiał sobie jakoś poradzić. W końcu poprosił Boga, by zmienił go w dwóch Mikołajów. Dwóch Mikołajów doręczało prezenty dwa razy szybciej – ale byli teraz o połowę mniejsi. A ludzi wciąż przybywało i przybywało… Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie rozwiązanie znalazł Święty Mikołaj przeczytaj tę przewrotną książkę obrazkową o tym, jak to w końcu jest z tym Świętym Mikołajem. Polecamy. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (AJ)