To był jeden z najprzyjemniejszych dyżurów przy ladzie. Uśmiechy na twarzach wchodzących, radosna ekscytacja, rozpierająca duma. Dla wielu przyznanie Nagrody Nobla w dziedzinie literatury Oldze Tokarczuk było oczywistością, potwierdzeniem ich odczuć i od dawna oczekiwanym werdyktem – przeczytali wszystko albo większość, co wyszło spod jej pióra, mają jej książki w prywatnych bibliotekach, a przyszli po to, żeby choć przez chwilę na ten temat porozmawiać. Inni z ciekawością zaczynali swoją przygodę literacką z twórczością autorki „Biegunów”, pozostali sięgali po tytuły, których jeszcze nie znali.
Można było oczekiwać, że lokalne media zechcą uczestniczyć w tej wspólnej radości ze swoimi odbiorcami, bo choć sama nagroda nie jest wiadomością dotyczącą regionu, to jednak znalazłoby się parę informacji, które przy tej okazji można byłoby przypomnieć. Mieszka na Dolnym Śląsku, w 2009 roku była gościem w Książnicy Karkonoskiej, a w zeszłym – na festiwalu reportażu w Miedziance. Aż chciałoby się pooglądać te archiwalne zdjęcia!
Ukazał się wprawdzie jeden artykuł na ten temat, ale spuśćmy na niego litościwą zasłonę milczenia, aby wstyd i zażenowanie jak najszybciej przeminęły. Pozostanie tajemnicą portalu, jaki sens kryje w sobie publikacja tego typu wypowiedzi, szczególnie w kraju, w którym tak duża grupa boi się dotknąć książki, jakby to czymś groziło.
Oczywiście, że grozi – samodzielnym myśleniem, wyciąganiem własnych wniosków, co z kolei może zachwiać narzuconym czarno-białym obrazem świata i doprowadzić do zakwestionowania podanych przez innych prawd i osądów. Wszyscy, którzy pracują z książkami, a tym samym zajmują się promocją czytelnictwa wiedzą, jaka to jest dziwna dziedzina. Codzienna praca, rozmowy o literaturze, plakaty, media społecznościowe. Jak się przedrzeć przez szum informacyjny, jakich użyć metod, jak pokonać inne pokusy łatwego, zbyt łatwego spędzania wolnego czasu, którego nikt nie ma za dużo?
Nigdy nie wiadomo, co zatrzyma uwagę czytelnika i nigdy nie ma pewności czy zadziała. Ale takie wydarzenia jak spotkania autorskie, festiwale, nagrody to święta nie tylko czytelnicze, ale również bibliotekarskie. Z tego można czerpać pełnymi garściami, to wtedy się poznajemy i z ulgą stwierdzamy, że nie jest nas tak mało. Tylko nie podcinajmy tej kruchej gałęzi i bądźmy po stronie radości. A przede wszystkim nie bójmy się książek Olgi Tokarczuk: oprócz eleganckiej polszczyzny, cudownie opowiedzianych historii, zarażającego zachwytu nad otaczającym nas ciągle światem przyrody, tej charakterystycznej dla wielkiej literatury, zniuansowanej aury niedopowiedzenia, która nieodmiennie towarzyszy próbie zmierzenia się z tajemnicą ludzkiego losu nic nam z jej strony nie grozi. I jeszcze myśli i refleksje, pod którymi chyba każdy z nas mógłby się podpisać i prawą i lewą ręką.
Dowód? Proszę bardzo! Czy jest ktoś, kto nie zgodzi się z poniższym fragmentem: „Może da się porozumieć, mimo że nie zna się swoich języków ani obyczajów, ani siebie nawzajem, ani swych rzeczy i przedmiotów, ani uśmiechów, gestów dłoni czyniących znaki, niczego; więc może da się porozumieć za pomocą książek? Czy to właśnie nie jest jedyna możliwa droga?
Gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie. A są i tacy, całe mnóstwo, co nie czytają wcale, ci mają umysł uśpiony, myśli proste, zwierzęce, jak owi chłopi o pustych oczach. Gdyby on, ksiądz, był królem, nakazałby jeden dzień pańszczyzny na czytanie przeznaczyć, cały stan chłopski zagoniłby do ksiąg i od razu inaczej wyglądałaby Rzeczpospolita.”
Te piękne i mądre słowa w „Księgach Jakubowych” wypowiada ksiądz Benedykt Chmielowski, autor pierwszej polskiej encyklopedii. Wszystkie książki Olgi Tokarczuk są dostępne w zbiorach Książnicy Karkonoskiej, choć chwilowo zaczytywane przez innych zniknęły z bibliotecznych półek. I obyś chwilo trwała jak najdłużej, bo jesteś naprawdę piękna! (KH)