Jeszcze kilkanaście lat temu ulicą 1 Maja, czyli głównym traktem w Jeleniej Górze codziennie spacerowały tłumy ludzi. Ot, przechadzali się nią mieszkańcy miasta, rodziny z dziećmi oraz turyści, którzy chętnie odwiedzali stolicę Karkonoszy niebędącą wtedy tylko koniecznym przystankiem w drodze do okolicznych miejscowości jak Szklarska Poręba czy Karpacz. Wtedy nie.
Dzisiaj natomiast, Jelenia Góra – jak twierdzą zgodnie właściciele tutejszych hoteli, stała się takim właśnie przystankiem. Wracając jednak do głównego traktu, ten pełni obecnie rolę złej „wizytówki” miasta – obrazuje jego podupadającą kondycję, panujący w nim marazm, jak również trwającą od tych kilkunastu lat marginalizację Jeleniej Góry, która z prężnego miasta zmieniła się dzisiaj w peryferie w bardzo negatywnym tego słowa znaczeniu.
– Jestem naprawdę przerażony tym, co stało się z naszym miastem przez te ostatnie lata. Co zaś się tyczy głównego traktu, no cóż, odpowiada on głównej ulicy w fikcyjnym miasteczku z popularnego serialu „Ranczo”, czyli w Wilkowyje. Tam też nic się nie dzieje, jest pusto, nudno i bez żadnych perspektyw. Pamiętam dobrze, jak to wszystko żyło, jaki gwar panował na ulicy pełnej ludzi nie tylko stąd, ale z całego regionu. Poniedziałek, środa, piątek; rano przyjeżdżał pociąg i przywoził tłumy z okolicznych miejscowości, które zaopatrywały się w najróżniejsze produkty na targu przy ulicy Kilińskiego. Mieliśmy masę klientów choćby z Bolkowa! – mówi nam Andrzej Szymanek, od kilkudziesięciu lat prowadzący „Zakład Fryzjerski Męski” przy ulicy 1 Maja 50. I dodaje: – Teraz nie ma i targu przy ulicy Kilińskiego, i klientów. Teraz jest Wilkowyje.
Fakt: działający do 1999 roku targ przy ulicy Kilińskiego w Jeleniej Górze bez wątpienia napędzał wtedy koniunkturę miasta, czy przynajmniej ulicy 1 Maja, której świadkami „śmierci” jesteśmy dzisiaj. I to w sensie bardzo dosłownym, gdyż na głównym trakcie wymarło zarówno życie społeczne, jak i handlowe czy gastronomiczno-rozrywkowe. Co gorsze, trakt po godzinie 18.00 (a zimową porą jeszcze wcześniej), czyli po zamknięciu większości sklepów staje się miejscem mało uczęszczanym, a często wręcz niebezpiecznym.
– Aktualnie ulica 1 Maja jest groteskowym „Wall Street” z bankami dla niewiadomo kogo, bo w mieście gdzie nie ma solidnych miejsc pracy ludzie nie mają przecież pieniędzy, i lokalami do wynajęcia – ironizuje Stanisław Siudak, od 1967 roku pracujący w karczmie „Staropolska”, lokalu z tradycją, przy ulicy 1 Maja 35. – Kiedyś wyglądało to zupełnie inaczej. Świetnie działały sklepy spożywcze tuż obok nas, bary szybkiej obsługi, jak choćby „Karzełek”; chodziło się na dancingi do „Relaksu”, słowem, było trochę perspektyw i dla starszych, i młodszych. I zawsze był tłum na „majówce”, nie wspominając już o święcie ulicy – dodaje z nostalgią.
– Choć za komuny panowały „gorsze” czasy ludzie w Jeleniej Górze cieszyli się z życia. To było widać szczególnie na głównym trakcie, gdzie mogliśmy posłuchać muzyki na żywo, napić się alkoholu albo dobrze zjeść. Osobiście często odwiedzałem „Europę”, w której kręciły się piękne kobiety i panowała klubowa atmosfera. Zresztą, wtedy gdziekolwiek by się nie poszło spotykało się z mniejszym lub większym obłożeniem. Dzisiaj wszystko się zmieniło, brak uśmiechu na ulicy, brak uprzejmości w mieście, a na 1 Maja żwir wysypywany na kostkę unosi się w powietrzu i kurzy. Zupełnie bez sensu – podsumowuje Waldemar Furs, długoletni właściciel „Sztuki Dawnej i Współczesnej ANTYKWARIAT”.
A w „bonusie”, typy spod ciemnej gwiazdy kręcące się przy Kaplicy św. Anny i chińska galeria zamiast kina „Marysieńka”. Czy rzeczywiście 1 Maja musi mieć właśnie taki charakter? Czy miejscy włodarze nie powinni wziąć się wreszcie za główny trakt w mieście i przywrócić mu chociaż część dawnego charakteru?
– Bez wątpienia, za taki stan rzeczy winę ponoszą władze miejskie. Rzecz jasna, nie tylko te obecne, lecz także poprzednie. Od 20 lat obserwuję ulicę 1 Maja i widzę zmiany na gorsze, jakie się tutaj dokonały. Wiadomo, że już dawno minęły czasy gdy centrum miasta stanowiło jednocześnie centrum handlowe jednakże odnoszę wrażenie, iż ludzie odpowiedzialni za jego wygląd w ogóle nie mają o tym pojęcia. Czy musi tak być? Nie musi. Wystarczy pojechać do innych miast czy miasteczek w regionie, zwrócić uwagę jak to wygląda. I pomóc inwestorom w otwarciu miejsc, gdzie ludzie będą mogli usiąść, zjeść loda, napić się kawy, normalnie odpocząć i wsłuchać się w miasto. A nie tylko banki i budki z różnościami, które dziś są a jutro ich nie ma – komentuje Paweł Drankowski ze sklepu muzycznego „DEMO” przy ulicy 1 Maja 60.