- Widziałem jak skoczkowie zaczęli kręcić się dookoła własnej osi, zaczęło nimi szarpać – mówi świadek zdarzenia – spadochrony ustawili na szybkie opadanie i wylądowali już w porywach wichury. Widziałem jak ciągnęło skoczka po murawie. Na szczęście wszyscy się pozbierali.
Wcześniej trening przerwali trenujący na szybowcach uczniowie klasy lotniczej z Koszalina. Gwałtowną załamanie pogody zapowiadały na popołudnie lotnicze prognozy pogody.
- Jednak takiego czegoś się nie spodziewaliśmy – wyjaśnia dyrektor Aeroklubu Jeleniogórskiego, Jacek Musiał – szybowce schowaliśmy, ale skoczkowie trenowali nadal. Pilot An-2 który wyniósł skoczków na odpowiedni pułap, podjął jedyną właściwą decyzję. Nie lądował w wichurze tylko poleciał na najbliższe lotnisko zapasowe które dla nas jest we Wrocławiu na Strachowicach. Najpierw miał lecieć do Legnicy, ale zmienił decyzję. Lot do Wrocławia trwał około 20 minut i pilot zdążył wylądować i zabezpieczyć samolot przed nadchodzącą burzą. Na szczęście nie była już tak gwałtowna jak u nas.
Natomiast cały personel z Jeleniej Góry mocował wszystkie stojące na zewnątrz samoloty, w tym drugiego, niedawno wyremontowanego Antka. Chociaż szalejący wiatr usiłował porwać wszystkie maszyny, mocowania i ludzie zatrzymali maszyny na ziemi.
- Antek wróci z Wrocławia najpóźniej w poniedziałek. Zimna krew i opanowanie pilota uratowały go przed zniszczeniem i tragedią – podsumował dyrektor aeroklubu.